Bitwa o wyspy Salomona 1942-1943. Upadek mitu o niezwyciężonych Japończykach
Bitwa o Wyspy Salomona: początek
Bitwa o Wyspy Salomona zaczęła się w lutym 1942 roku od zajęcia przez Japończyków wyspy Guadalcanal, na której rozpoczęto budowę lotniska. W ten sposób Japończycy mogli w przyszłości rozpocząć ataki na Australię lub Nową Kaledonię. Zaniepokoiło to mocno Amerykanów, którzy już 7 sierpnia 1942 roku wysadzili desanty na wyspach Guadalcanal i Tulagi.
Amerykańska 1 Dywizja Piechoty Morskiej miała za mało sił i sprzętu, żeby opanować od razu cały Guadalcanal, stąd ograniczyła się do zdobycia niewielkiego przyczółka na wyspie. Opanowała dodatkowo japońskie lotnisko z zapasami i sprzętem.
Czytaj również: Bitwa pod Lepanto. Najkrwawsza bitwa morska w historii
Sukces Amerykanów szybko otrząsnął z szoku Japończyków, którzy przystąpili do kontruderzenia. W efekcie zniszczono amerykańską flotę, spieszącą na pomoc rodakom z Guadalcanalu, na której znajdowało się wyposażenie dla Marines.
Położenie oddziałów Marines na Guadalcanalu było nie do pozazdroszczenia. Z konieczności musiały one korzystać ze zdobycznych zapasów i rozsądnie używać amunicji. Miały przy sobie tylko odręcznie narysowane mapy, co utrudniało poruszanie się im po miejscowej dżungli.
Czytaj również: 7 grudnia 1941 roku. Dzień, który zmienił świat
Dodatkowo Amerykanie musieli zmagać się z malarią oraz trudnym przeciwnikiem, jakim byli niewątpliwie Japończycy. Samotne amerykańskie patrole często dostawały się w japońskie zasadzki i przepadały bez śladu. Japończycy byli tak pewni zwycięstwa, że ułożyli nawet tekst aktu kapitulacji dla 1 Dywizji Piechoty Morskiej.
W ostatecznym rozrachunku plany japońskiego dowództwa nie ziściły się, ponieważ Amerykanie zdołali utrzymać przyczółek, działając zdecydowanie bardziej elastycznie aniżeli przeciwnik, który trzymał się sztywno opracowanych planów i nie liczył się ze stratami. Z tego też powodu Japończycy ponieśli na Guadalcanalu bez porównywania większe straty niż Amerykanie.
Walki o Guadalcanal
Jednocześnie trwały walki na morzu. Japońskie niszczyciele nazywane „Tokio Express” dowoziły porą nocną żołnierzy i zaopatrzenie na wyspę. Z kolei amerykańskie lotnictwo na Guadalcanalu (zwane „kaktusowym”) starało się razem z oddziałami marynarki wojennej niszczyć transporty przeciwnika.
Działania Japończyków i Amerykanów sprawiły, iż na wodach niedaleko Guadalcanalu dochodziło do wielu starć, w których obie strony utraciły mnóstwo okrętów i ludzi. Tak duża ilość wraków spowodowała, że wody wokół wyspy nazwano zatoką metalowego dna. Do końca 1942 roku sytuacja Amerykanów na Guadalcanalu była tak trudna, że rozważano nawet przejście do działań partyzanckich. Na szczęście w grudniu 1942 roku amerykańska 23 Dywizja Piechoty zluzowała wyczerpaną 1 Dywizję Piechoty Morskiej, która udała się na zasłużony odpoczynek.
Amerykanie przeszli teraz do ofensywy, zaś Japończycy nieustannie cofali się, by w lutym 1943 roku ostatecznie opuścić wyspę. Dwa miesiące później amerykańskie myśliwce wystartowały z lotniska na Guadalcanalu i zestrzeliły w błyskawicznym ataku samolot pilotowany przez japońskiego admirała Yamamoto. Admirał zginął, co wywołało szok w Japonii. Od tej pory Amerykanie przygotowywali się do następnego desantu.
Desant na Nowej Georgii
Desant rozpoczął się 30 czerwca 1943 roku. Tego dnia okręty admirała Halseya wysadziły na Nowej Georgii 43 Amerykańską Dywizję Piechoty. Amerykańska jednostka miała już doświadczenie w desantach, więc lądowanie przebiegło bez większych problemów.
Czytaj również: 83 Dywizja Piechoty. Oryginalna jednostka bojowa USA
Inaczej natomiast Amerykanom szło w dżungli, gdzie całkowicie nie dawali sobie rady. Pomogło to Japończykom w nękaniu ich niespodziewanymi atakami. 43 Dywizja posuwała się do przodu bardzo powoli. Wśród wielu żołnierzy pojawiła się nerwica frontowa, co poważnie skomplikowało całą sytuację. Admirał Halsey musiał odwołać niektórych dowódców i wzmocnić nowymi siłami podległą sobie jednostkę.
Japończycy wykorzystali kłopoty znienawidzonego przeciwnika i wzmocnili garnizon na Nowej Georgii. Nocami japońskie niszczyciele dowoziły na wyspę żołnierzy i zaopatrzenie, na co amerykańska marynarka wojenna odpowiadała próbami przechwycenia japońskich transportów. W walce z Japończykami wyróżnił się dowódca jednego z kutrów torpedowych, późniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych John F. Kennedy.
Nowa taktyka: żabie skoki
Problemy podczas desantu na Nowej Georgii sprawiły, że Amerykanie zrozumieli w końcu, że lądowanie na każdej wyspie nie ma sensu. Dlatego Amerykanie zaczęli stosować taktykę tzw. „żabich skoków”. Od tej pory zajmowali tylko ważniejsze wyspy, budując na nich lotniska.
Taktyka ta od samego początku zaczęła przynosić Amerykanom duże korzyści. W następnym desancie opanowano słabo bronioną wyspę Vella Lavella. Zmusiło to silny japoński garnizon do wycofania się z wyspy Kolombangara, która wcześniej miała być celem amerykańskiego uderzenia.
W listopadzie 1943 roku Amerykanie wylądowali na wyspie Bougainville’a, ostatniej dużej wyspie przed bazą Rabaul. Znajdował się tutaj duży, 40-tysięczny garnizon japoński, który nie zamierzał łatwo oddawać skóry napastnikom. Jeszcze przed podjęciem głównego ataku na wyspę, admirał Halsey wykonał kilka pozorowanych ataków na pomniejsze wysepki. Sam desant na Bougainville’a wysadzono w słabo bronionym miejscu. Nowe amerykańskie myśliwce F4U Corsair szybko obezwładniły japońskie lotnictwo, zaś zagrożona atakami Amerykanów flota japońska opuściła Rabaul. Kontrola Amerykanów nad Wyspami Salomona stała się zatem faktem.
Bibliografia
- Falasek J., Bitwa koło wyspy Savo, Tarnowskie Góry 2001.
- Solarz J., Guadalcanal 1942-1943, Warszawa 2000.
Cześć Szymonie… Z niesłychaną ciekawością przeczytałem artykuł. Nad wyraz mnie ucieszył… i chociaż w historii wojskowości posiadam mocne luki wiedzy, aspekt bitwy o wyspę Guadalcanal jest mnie bliski. Pomyślisz zapewne, iż rozchodzi o film… także i ekranizacja, niemniej będąc nastolatkiem czytałem arcyciekawą książkę Cienką Czerwoną Linię – J. J. Niesłychanie mnie ujęło wydarzenie z wyeksponowaniem psychologii wojny. Prawdę mówiąc do dziś uważam, iż jest to jedna czołowych pozycji książek o antywojennej wymowie. Gdyż prawdę mówiąc Szymonie, jestem osobiście umiarkowanym pacyfistą… lecz historia jest historią z wszystkimi aspektami. Z pozdrowieniem… Michał