
Radio Wolna Europa nie było tylko stacją radiową – było polem bitwy. Amerykanie nadawali prawdę, komuniści ją zagłuszali. Walka trwała czterdzieści lat i kosztowała więcej niż pieniądze. Kosztowała ludzkie życie i wiarygodność reżimów, które bały się faktów bardziej niż bomb.
Broń zimnowojennej propagandy
Radio Wolna Europa powstało w 1949 roku w Nowym Jorku jako narzędzie amerykańskiej polityki zagranicznej. Oficjalnie miało dostarczać informacji do krajów, gdzie przepływ informacji był ograniczany. Nieoficjalnie było elementem zimnowojennej strategii USA. Siedziba w Monachium działała do 1972 roku, gdy finansowanie przejął Kongres.
Polska sekcja startowała w 1952 roku i szybko stała się najczęściej słuchanym zagranicznym radiem w PRL. System był nieporęczny – programy nagrano w Nowym Jorku, wysyłano pocztą lotniczą do Niemiec i nadawano z anteny pod Frankfurtem. Toporny, ale skuteczny. Przez czterdzieści lat miliony Polaków łapały sygnał, mimo zakłóceń i ryzyka.
Dyrektorami Rozgłośni Polskiej w Monachium byli między innymi Jan Nowak-Jeziorański (1952–1976) i Zdzisław Najder (1982–1987). Audycje trwały początkowo pół godziny, potem godzinę. Słuchacze ryzykowali – władze PRL traktowały odbiór RWE jako akt nielojalności wobec państwa.
Zagłuszanie jako ekonomiczny absurd
Komunistyczne władze intensywnie zagłuszały sygnał RWE. Koszt zagłuszania był trzy razy wyższy niż koszt nadawania. To ekonomiczny absurd, ale polityczna konieczność. Reżim, który boi się słowa, płaci każdą cenę za ciszę. Zagłuszanie prowadziły służby bezpieczeństwa i wojsko.
W 1956 roku podczas poznańskiego czerwca protestująca ludność zniszczyła zagłuszarkę, domagając się wolności słowa. W Bydgoszczy powtórzyła się ta sama scena. Władze PRL oficjalnie zadeklarowały rezygnację z zagłuszania, ale kłamały. Odbiór utrudniały zagłuszarki z ZSRR, Bułgarii, Węgier i Rumunii. System działał aż do 1 stycznia 1988 roku.
Szczególnie intensywne zagłuszanie nastąpiło podczas inwazji na Czechosłowację w 1968 roku i stanu wojennego w Polsce (1981–1983). Im więcej władze miały do ukrycia, tym głośniej zagłuszały. To była reakcja paniki, nie strategia. Każdy, kto usłyszał prawdę, przestawał wierzyć propagandzie.
Przemoc fizyczna zamiast argumentów
Komunistyczne służby nie ograniczały się do elektroniki. Stosowały przemoc fizyczną – zamachy bombowe, zabójstwa pracowników. 21 lutego 1981 roku w Monachium bomba wysadziła fragment budynku RWE. W zamachu brał udział Carlos Szakal. Zleceniodawcą był Nicolae Ceaușescu, dyktator Rumunii.
Dlaczego akurat Ceaușescu? Bo RWE nadawało listy Iona Mihaia Pacepy, rumuńskiego generała, który uciekł na Zachód. Pacepa znał tajemnice reżimu. Jego córka pojawiała się w audycjach. Dla Ceaușescu było to zagrożenie osobiste. Bomba miała być ostrzeżeniem – milcz albo zginiecie.
RWE nie zamknęło się. Nadawało dalej. Pracownicy zostali, mimo że wiedzieli, że są celem. Ryzykowali życiem za prawo innych do informacji. To nie była abstrakcyjna walka o wartości – to było konkretne zagrożenie i konkretna odpowiedź.
