Kosynierzy gdyńscy. Zapomniani bohaterowie 1939 roku

W pierwszych dniach września 1939 roku Gdynia znalazła się na linii frontu. Gdy niemieckie wojska zbliżały się do miasta, lokalni działacze Polskiej Partii Socjalistycznej postanowili stworzyć ochotnicze oddziały samoobrony. Tak narodziła się formacja, która przeszła do historii jako kosynierzy gdyńscy.

Robotnicy stają do walki

Gdynia lat trzydziestych była miastem robotników. W dzielnicach takich jak Grabówek czy Chylonia mieszkali głównie ludzie ciężkiej pracy, często związani z portami i stoczniami. To właśnie tam Polska Partia Socjalistyczna miała najsilniejsze wpływy.

Gdy we wrześniu 1939 roku sytuacja na froncie stawała się coraz bardziej dramatyczna, działacze partyjni i związkowi zaczęli agitować wśród robotników. Potrzeba było każdej pary rąk zdolnych do walki. Odzew był natychmiastowy.

Ochotnicy zgłaszali się tłumnie, choć większość nie miała żadnego przygotowania wojskowego. Byli to przeważnie młodzi mężczyźni, czasem ledwie po dwudziestce, gotowi bronić swojego miasta przed najeźdźcą.

Broń z gospodarstwa i warsztatu

Regularne jednostki wojskowe potrzebowały każdego karabinu. Dla ochotników zostało to, co można było znaleźć w gospodarstwach i warsztatach. Kosy przekuwano na sztorc, by mogły służyć jako piki.

Niektórzy mieli szczęście zdobyć broń palną od rannych żołnierzy lub znaleźć ją porzuconą podczas walk. Każdy kawałek metalu, który mógł służyć jako broń, był na wagę złota.

Mimo prymitywnego uzbrojenia kosynierzy nie wahali się stanąć do walki. Ich determinacja robiła wrażenie nawet na doświadczonych żołnierzach regularnej armii.

W ogniu walk o Gdynię

Formowanie oddziałów kosynierów przypadło na przełom pierwszej i drugiej dekady września. W tym czasie walki o Gdynię i Kępę Oksywską osiągnęły apogeum. Niemcy nacierali z trzech stron, zaciskając pierścień wokół obrońców.

Początkowo ochotnicy pełnili funkcje pomocnicze. Pomagali w transporcie rannych, dostarczali amunicję na stanowiska bojowe, budowali prowizoryczne barykady na ulicach miasta. Każda para rąk była cenna.

Czytaj również:  Japoński geniusz wojny. Nazywano go „Tygrysem Malajów”

W miarę jak sytuacja stawała się coraz bardziej rozpaczliwa, kosynierzy coraz częściej brali bezpośredni udział w walkach. Bronili ulic i budynków mieszkalnych, często walcząc ramię w ramię z żołnierzami.

Szczególnie zacięte boje toczyły się w robotniczych dzielnicach, skąd pochodziła większość ochotników. Znali każdą uliczkę, każde podwórko, co dawało im przewagę w walkach miejskich.

Cena odwagi

Brak wyszkolenia i odpowiedniej broni dawał o sobie znać. Kosynierzy ponosili ciężkie straty w starciach z doskonale wyposażonym przeciwnikiem. Mimo to ich postawa budziła szacunek.

Wielu ochotników wcześniej przechodziło podstawowe szkolenia w ramach organizacji paramilitarnych PPS. Ta niewielka wiedza wojskowa okazywała się bezcenna w warunkach bojowych.

Mieszkańcy Gdyni z uznaniem patrzyli na swoich obrońców. W mieście, które wyrosło z małej wioski rybackiej w zaledwie dwie dekady, poczucie wspólnoty było niezwykle silne.

Koniec walk i tragiczny epilog

19 września 1939 roku padła Kępa Oksywska. Była to ostatnia reduta polskiej obrony w rejonie Gdyni. Wraz z kapitulacją regularnych wojsk kończyła się też epopeja kosynierów.

Część ochotników trafiła do niewoli niemieckiej. Inni próbowali ukryć się wśród ludności cywilnej, zdejmując opaski i chowając improwizowaną broń. Wielu jednak nie miało tyle szczęścia.

Niemcy szybko rozpoczęli represje wobec uczestników walk. Szczególnie okrutnie traktowano tych, których zidentyfikowano jako działaczy lewicowych. Rozstrzeliwania i aresztowania były na porządku dziennym.

O autorze: przez wieki

(Visited 42 times, 1 visits today)