Operacja Greif. Najbardziej ryzykowna misja SS

Otto Skorzeny otrzymał zadanie, które wymagało nie tylko śmiałości, ale także całkowitego złamania zasad konwencjonalnej wojny. W 1944 roku Hitler osobiście wyznaczył tego komandosa SS na dowódcę operacji Greif – akcji mającej przyspieszyć niemiecki przełom w Ardenach. Plan zakładał użycie amerykańskich mundurów, pojazdów i języka przeciwnika do infiltracji linii wroga. Skorzeny, znany z wcześniejszego uwolnienia Mussoliniego z Gran Sasso, miał teraz przeprowadzić coś równie spektakularnego, tyle że na znacznie większą skalę.

Brygada przebierańców – kompletowanie sił

Do realizacji operacji powołano 150 Brygadę Pancerną, która liczyła około 3500 żołnierzy. Rekrutacja opierała się na dwóch kryteriach: znajomości angielskiego oraz doświadczenia bojowego. Wielu ochotników zgłosiło się z ciekawości, nie do końca rozumiejąc, czego się od nich oczekuje.

Problem zaczął się, gdy przyszło zbierać sprzęt. Wehrmacht miał zgromadzić wystarczającą liczbę amerykańskich czołgów, jeepów i mundurów, ale frontowe jednostki niechętnie oddawały zdobyczne trofea. Ostatecznie udało się zdobyć zaledwie dwa czołgi Sherman – z czego jeden był niesprawny – oraz kilkanaście transporterów. Resztę stanowiły niemieckie pojazdy przerobione tak, by przypominały alianckie.

Skorzeny wiedział, że bez odpowiedniego wyposażenia operacja straci na wiarygodności. Niemniej rozkaz Hitlera nie podlegał dyskusji. Brygada ruszyła do Ardenów z tym, co udało się zebrać, licząc na zaskoczenie i dezorientację wroga.

Sabotaż zamiast walki – taktyka pozornego Amerykanina

Plan zakładał, że niemieccy komandosi podzielą się na mniejsze grupy i przedostaną się za linie alianckie jeszcze przed rozpoczęciem głównej ofensywy. Ich zadaniem było sianie chaosu: przestawianie drogowskazów, przecinanie kabli telefonicznych, wydawanie fałszywych rozkazów. Wszystko miało opóźnić aliancką reakcję i umożliwić szybkie zajęcie mostów na Mozie.

Niemcy starali się uniknąć bezpośredniego łamania konwencji genewskiej. Oficjalnie żołnierze mieli nosić niemieckie mundury pod amerykańskimi i zmieniać przebranie przed otwartym starciem. W praktyce rozróżnienie to było mgliwe, zwłaszcza gdy alianci schwytali kogoś w wrogim uniformie z bronią w ręku.

Czytaj również:  Wojna chińsko-indyjska. Jak wyglądał konflikt o Himalaje?

Pierwsze grupy sabotażowe przekroczyły front w nocy poprzedzającej ofensywę. Część zdołała skutecznie zmylić amerykańskie patrole, ale większość natrafiła na rosnącą czujność przeciwnika. Alianci, którzy wcześniej przechwycili niemieckie dokumenty, wiedzieli już, że coś jest na rzeczy.

Paranoja na tyłach – gdy każdy może być szpiegiem

Informacja o niemieckich komandosach w amerykańskich mundurach błyskawicznie rozeszła się po alianckiej linii frontu. Żołnierze zaczęli kontrolować nawet własnych oficerów, zadając pytania, na które tylko prawdziwy Amerykanin powinien znać odpowiedź. Kto wygrał World Series? Jak nazywa się stolica Illinois? Kim jest Mickey Mouse?

Chaos objął nawet najwyższe szczeble dowodzenia. Generał Omar Bradley został zatrzymany na punkcie kontrolnym, bo nie potrafił odpowiedzieć na jedno z pytań. Przez kilka godzin traktowano go z podejrzliwością, mimo że jego tożsamość była oczywista. Podobne sytuacje działy się na całym froncie – atmosfera nieufności sparaliżowała komunikację.

Niemieccy komandosi zdołali wykorzystać ten strach. Nawet jeśli fizycznie nie dokonali wielu aktów sabotażu, sama wiedza o ich obecności spowodowała zamieszanie większe niż jakiekolwiek wybuchy czy przecięte kable. Alianci tracili cenny czas na weryfikacje, przesłuchania i wewnętrzne śledztwa.

Egzekucje i klęska operacji

Schwytanych komandosów traktowano bezwzględnie. Konwencja genewska nie chroniła żołnierzy walczących w obcych mundurach – alianci uznawali ich za szpiegów podlegających natychmiastowej egzekucji. Kilkunastu schwytanych członków brygady Skorzeny’ego rozstrzelano po krótkich procesach polowych.

Główny cel operacji – zdobycie nienaruszone mostów na Mozie – nie został osiągnięty. Alianckie oddziały zdążyły wzmocnić obronę kluczowych przepraw, a niemieckie grupy bojowe nie zdołały ich zdobyć. Większość brygady wycofała się lub została rozbita w pierwszych dniach ofensywy. Skorzeny sam przyznał później, że operacja była fiaskiem taktycznym.

Niemniej psychologiczny efekt Greif przewyższył jego militarną wartość. Alianci przez tygodnie zachowywali podwyższoną czujność, co spowalniało ich manewry i utrudniało koordynację. Sam Skorzeny przeżył wojnę i uniknął kary za swoją rolę w operacji, choć wielu jego ludzi zapłaciło za nią życiem.

Czytaj również:  Fiat 508. Samochód, który zmienił oblicze II RP

O autorze: przez wieki

(Visited 144 times, 7 visits today)