Warszawa 1918. Tak Polacy rozbroili Niemców

Listopadowe rozbrajanie niemieckich żołnierzy w Warszawie przeszło do historii jako wzorcowa operacja wojskowa przeprowadzona niemal bez rozlewu krwi. Polska Organizacja Wojskowa wykorzystała rewolucyjny ferment w armii niemieckiej, by zneutralizować dziesiątki tysięcy okupantów metodami psychologicznymi i politycznymi zamiast siłą broni.

Wobec przewagi liczebnej wroga

Warszawa w listopadzie 1918 roku była garnizonem dla prawie osiemdziesięciu tysięcy niemieckich żołnierzy. Większość stanowili żołnierze landszturmu, czyli pospolitego ruszenia, lecz sama ich liczba czyniła bezpośrednie starcie niemożliwym.

Polska Organizacja Wojskowa dysponowała zaledwie ułamkiem tych sił. Józef Piłsudski doskonale rozumiał, że zwycięstwo można osiągnąć wyłącznie przez dezorganizację wroga od wewnątrz, nie przez frontalny atak.

Kluczową rolę odegrał Józef Gabriel Jęczkowiak, były żołnierz armii niemieckiej znający jej struktury i mentalność. Stworzył on siatkę Polaków służących w oddziałach okupacyjnych. Ta infiltracja była możliwa dzięki masowemu pobieraniu Polaków do wojska niemieckiego podczas wojny. Jęczkowiak nie działał jako wywrotowiec sabotażysta, lecz jako organizator rewolucji w obcym mundurze.

Wykorzystanie wiadomości o rewolucji robotniczej w Niemczech było posunięciem genialnym. Piłsudski zrozumiał, że niemiecka armia nie jest już monolitem lojalnym wobec cesarza. Żołnierze zmęczeni wojną i zarażeni rewolucyjnymi ideami stanowili idealny materiał do manipulacji politycznej. Czerwone opaski jako symbol buntu przeciwko staremu porządkowi stały się narzędziem dezintegracji wroga skuteczniejszym niż karabiny.

Rewolucja w obcym mundurze 

Przemówienia Jęczkowskiego w świetlicy Rudy Szwajcarskiej przekształciły niemieckich landszturmistów w sprzymierzeńców polskiej sprawy. Opowieści o rewolucji i rozdawanie czerwonych opasek trafiły na podatny grunt. Żołnierze sami zaczęli odrzucać kokardy cesarskie i deklarować poparcie dla rewolucji. Ta masowa konwersja polityczna zneutralizowała większość niemieckich jednostek bez oddania jednego strzału.

Noc z dziesiątego na jedenasty listopada przyniosła kulminację tej strategii. Zrewoltowani niemieccy żołnierze zebrali się w pałacu namiestnikowskim i powołali Radę Żołnierską Warszawy. Ta struktura podporządkowała sobie oddziały landszturmu i szybko porozumiała się z POW w sprawie oddania broni oraz ewakuacji do Niemiec. Powstała paradoksalna sytuacja, w której okupanci negocjowali warunki kapitulacji z siłami nieporównywalnie słabszymi militarnie.

Czytaj również:  Miasto przestało istnieć. Tragedia Królewca 1945

Nie wszystkie niemieckie formacje uległy rewolucyjnej gorączce. W kluczowych punktach Warszawy stacjonowały elitarne oddziały, w tym pułk aspirantów oficerskich liczący około ośmiu tysięcy żołnierzy. Zamek Królewski, Prezydium Policji, Dworzec Kowelski i Cytadela pozostawały pod kontrolą jednostek wiernych dyscyplinie wojskowej. Piłsudski realistycznie ocenił, że starcie z nimi skończyłoby się klęską polskich sił, dlatego zalecał spokój i pełną współpracę z Radą Żołnierską.

Dyplomacja i kompromis 

11 listopada Niemcy wyrazili zgodę na oddanie strzeżonych obiektów, broni i magazynów pod warunkiem zapewnienia bezpieczeństwa podczas ewakuacji. Mediacje delegatów Rady Żołnierskiej oraz polskiego oficera łącznikowego Ignacego Boernera nie zawsze zapobiegały starciom. Padły ofiary po obu stronach, lecz większość ważnych budynków przeszła w polskie ręce dzięki działaniom pododdziałów POW oraz formacji Polnische Wehrmacht, które wcześniej służyły pod dowództwem niemieckim, a teraz uznały władzę Piłsudskiego.

Komenda Naczelna POW meldowała o składaniu broni i oddawaniu magazynów przez Niemców. Na ulicach Warszawy rozwijały się formalne i nieformalne oddziały polskie. Kompanie Polskiej Siły Zbrojnej generała Dowbora-Muśnickiego, żołnierze POW, pepeesowcy, harcerze i cywile tworzyli mozaikę sił niepodległościowych.

Oficjalne rozbrajanie trwało do 19 listopada. Z miasta wyjechało około trzydziestu tysięcy żołnierzy, którzy zgodnie z porozumieniem pozostawili broń i sprzęt na granicy. Ten kompromis zaproponowany przez Piłsudskiego pozwolił Niemcom zachować twarz, jednocześnie pozbawił ich możliwości militarnego oporu. Broń zostawiona na granicy zasiliła zapasy nowo tworzonego Wojska Polskiego.

Plac Saski stał się symbolem pokojowego charakteru rozbrajania. Przed Główną Komendą garnizonu niemieckiego Niemcy składali broń bez większych przeszkód. Stanisław Bagieński uwiecznił tę scenę w obrazie z 1939 roku, przedstawiającym moment rozbrajania przez polskie formacje i ludność cywilną. Ta ikonografia utrwaliła mit o całkowicie bezkrwawym przejęciu władzy, choć rzeczywistość była bardziej złożona.

Cena zwycięstwa 

Straty polskie w Warszawie wyniosły według danych z dwunastego listopada dziesięć zabitych i trzydziestu rannych. Te liczby są relatywnie niewielkie wobec skali operacji, lecz każda ofiara była ceną zapłaconą za niepodległość. W innych miastach bilans był znacznie gorszy. Łódź, Częstochowa, Międzyrzec Podlaski, Jabłonna, Mława, Sieradz i Łomża odnotowały łącznie około stu zabitych i kilkaset rannych Polaków.

Czytaj również:  Pierwsza Kompania Kadrowa. Legenda polskiego patriotyzmu

Międzyrzec Podlaski przeżył tragedię w nocy z piętnastego na szesnasty listopada. Niemieckie oddziały wkroczyły do miasta i zabiły czterdziestu czterech Polaków w wyniku rabunków i represji. Ten incydent pokazuje, że nie wszędzie proces rozbrajania przebiegał pokojowo. Lokalne warunki, skład etniczny oddziałów niemieckich i stopień ich zdyscyplinowania decydowały o charakterze starć.

Cytadela Warszawska była ostatnim bastionem niemieckim w stolicy. Jej załoga opuściła miasto jako ostatnia, co świadczy o uporze elitarnych jednostek. W końcowych dniach rozbrajania dochodziło do pojedynczych incydentów przy Cytadeli, lecz nie przekształciły się one w systematyczne walki. 19 listopada ostatni niemiecki żołnierz opuścił Warszawę, zamykając okres okupacji trwającej od 1915 roku.

 

 

O autorze: przez wieki

(Visited 1 times, 1 visits today)