Cywilizacja minojska. Co ukrywa pałac w Knossos?

Kiedy słyszymy o Minotaurze, labiryncie i królu Minosie, myślimy o mitach. Ale czy na pewno? Odkrycie ruin w Knossos pokazało, że pod legendami kryją się realne miejsca i realne historie. I właśnie od tego odkrycia zaczyna się największa debata: czy cywilizację minojską odkryto — czy raczej stworzono ją na nowo?

Odkrycie Pałacu Minosa

Wszystko zaczęło się w 1878 roku, kiedy kreteński producent mydła Minos Kalokerinos odkopał mały fragment wielkiej, pełnej zakamarków i bardzo starej budowli na północy wyspy, okupowanej w owym czasie przez imperium osmańskie. Znając doskonale opowieść o Europie i jej synach, naturalnie – i prawidłowo – zidentyfikował to miejsce jako Knossos i uznał, że odkryte przezeń skupisko niewielkich pomieszczeń i korytarzy to „królewski pałac króla Minosa”. Już w roku 1880 amerykański dziennikarz William J. Stillman nazwał je „Labiryntem Dedala”.

W 1894 roku wykopalisko Kalokerinosa odwiedził pewien przybysz z Anglii, człowiek o ugruntowanych poglądach i osobliwych przyzwyczajeniach: mimo krótkiego wzroku Arthur Evans od szkolnych czasów nie nosił okularów, woląc korzystać z laski, którą nazywał „Prodger”. Podczas studiów w Oksfordzie nabrał upodobania do włóczęgi po Bałkanach, podzielonych wówczas między Austro-Węgry a Turcję osmańską. W 1876 roku za pieniądze od ojca opublikował relację ze swych podróży po tym regionie, antyosmańskie dzieło silnie zabarwione przez nowe teorie na temat różnic rasowych. „Wierzę w istnienie niższych ras”, informował Evans swoich czytelników, „i chętnie widziałbym je wytępione”.

Po kilku latach pracy jako dziennikarz w Raguzie (Dubrowniku), gdzie kilkakrotnie aresztowano go pod zarzutem szpiegostwa albo zwykłego wichrzycielstwa, Evans wrócił do Anglii i skierował swoje wszechstronne talenty ku archeologii. W 1884 roku został kuratorem Ashmolean Museum w Oksfordzie. Kiedy dziesięć lat później przybył na Kretę w poszukiwaniu drobnych zabytków, miał czterdzieści trzy lata i był w kolejnym punkcie zwrotnym po śmierci ukochanej żony, Margaret.

W Knossos Evans znalazł nową miłość, która miała trwać do końca jego życia. Niełatwo mu było ją zdobyć: Pałac Minosa był łakomym kąskiem dla każdego archeologa, ale z powodów politycznych był to owoc zakazany. Wizyta Evansa na Krecie nastąpiła w okresie rosnących tarć między osmańskimi władzami a miejscową chrześcijańską ludnością i okoliczni mieszkańcy ostro się sprzeciwiali dalszym badaniom starożytnych ruin, dopóki wyspa znajdowała się pod tureckimi rządami, z obawy, że znaleziska trafią do Stambułu.

Czytaj również:  Bitwa pod Rafią. Starcie zapomnianych imperiów

Niniejszy tekst stanowi fragment książki Josephine Quinn Jak świat stworzył Zachód. Cztery tysiące lat historii (Wydawnictwo Rebis, Poznań 2025).

Na Knossos

Knossos było klejnotem w koronie, ale archeolodzy z Europy i Stanów Zjednoczonych, wykorzystując otwarcie na świat autonomicznej republiki Krety, wkrótce zaczęli odkrywać starożytne miasta, pałace i wille na całej wyspie. Sam Evans nie miał najmniejszej wątpliwości, że tym, co odkrył, było „zaawansowana wczesna cywilizacja na kreteńskiej ziemi”, mogąca rywalizować z cywilizacją egipską i babilońską. Brakowało jej tylko etykietki, ale i tę łatwo mu było nadać.

Jak wyjaśniał w swym obszernym opisie własnych wykopalisk: „Dla tej wczesnej cywilizacji Krety jako całości zaproponowałem – a sugestia ta została powszechnie zaakceptowana przez archeologów tego i innych krajów – stosowanie nazwy «minojska»”.

W ten sposób powołał do istnienia kulturę zupełnie niezaświadczoną w starożytności. A do tego mającą wielkie znaczenie: „ta stosunkowo mała wyspa, omijana dziś przez wszystkie główne szlaki śródziemnomorskich kontaktów, była zarazem punktem wyjścia i najwcześniejszym etapem na drodze europejskiej cywilizacji”.

Był to oczywiście bardzo brytyjski pomysł, że Europa zawdzięczała bardzo wiele morskiej potędze położonej na niedalekiej wyspie. A z czasem nostalgiczne brytyjskie sentymenty Evansa zaczęły coraz silniej wpływać na jego wizję „minojskiego” społeczeństwa jako pokojowego, rozmiłowanego w sztuce ludu rządzonego przez królów. Jak napisała później jego przyrodnia siostra Joan, „Czas i przypadek sprawiły, że został odkrywcą nowej cywilizacji i musiał uczynić ją zrozumiałą dla innych ludzi. Na szczęście dokładnie odpowiadała ona jego gustom”.

Narodziny zapomnianej cywilizacji

Kreta to górzysta wyspa, upalna latem, ale są tu także spore połacie żyznych gleb i padają obfite deszcze. W trzecim tysiącleciu p.n.e. gęsto pokrywały ją wioski, warsztaty i piece garncarskie. Była wciąż tylko peryferyjną częścią głównego egejskiego kręgu handlowego, którego centrum stanowiły w tej epoce Cyklady, gdzie miłośnicy sztyletów i wina pływali wśród swych ciasno stłoczonych wysepek długimi, smukłymi łodziami wiosłowymi z rybimi totemami na rufach.

Przeprawa przez same Cyklady, z wyspy na wyspę, zajęłaby około dwóch tygodni. Owoce długich podróży były tego warte. Pod koniec trzeciego tysiąclecia wyspy te miały częste kontakty z wybrzeżem Anatolii, handlując egejskimi metalami, w tym miedzią i srebrem, które były wielce pożądane jako waluta w całej Azji Zachodniej i stanowiły standard, według którego wyceniano inne towary.

Czytaj również:  Żony Oktawiana Augusta

Cykladzcy żeglarze byli regularnymi gośćmi w Troi, porcie strategicznie usytuowanym na końcu karawanowego szlaku z Mezopotamii przez Anatolię, nad zatoką u wejścia na Morze Czarne, gdzie statki mogły się chronić, czekając na wiatr, który przeniósłby je przez cieśninę Dardanele.

W tym okresie na wyspach pojawiła się anatolijska ceramika, a nawet pojedynczy kawałek karneolu obrobiony w dolinie Indusu; tą samą drogą przybyła też do Krety i wyspa przejęła również technologię wytwarzania „prawdziwego” brązu, mocniejszego od tego dotąd produkowanego w regionie egejskim stop miedzi z arsenem. Inne nowe nabytki – koło garncarskie, pieczęcie i osioł – sugerują pojawienie się w tej epoce na Wyspach Egejskich bardziej zaawansowanych rzemiosła i administracji³⁰.

Kreta leżała jeszcze dalej od Cykladów niż Troja. Wybierając się tam, trzeba było odbyć długą podróż na południe łodzią wiosłową, a po dotarciu na miejsce jeszcze dłuższą po powrotną stronę dominujące wiatry. Nie mając jednak własnych porządnych zasobów metali, kreteńscy rolnicy zmuszeni byli je importować i początkowo musiały one przybywać na cykladzkich łodziach.

Skąd Kreta brała bogactwo?

Jednakże pod koniec trzeciego tysiąclecia na Krecie pojawiły się też oznaki bezpośrednich powiązań ze Wschodem. Wyspiarze przejmowali puchary do wina w syryjskim stylu, różniące się zdecydowanie od znajdowanych na Cykladach anatolijskich czarek z dwoma uchwytami. Importowali niewielkie ilości złota, kości hipopotama oraz wytwarzanych w Egipcie paciorków z niebieskiego fajansu, finezyjnej odmiany ceramiki wypalanej z pasty krzemionkowej, samoistnie pokrywającej się szkliwem o żywych barwach.

Takie małe, lekkie luksusowe towary można było jeszcze przewozić łodziami, zapewne przechodziły one po drodze przez kilka rąk. Wkrótce jednak zwiększyła się liczba i ciężar importów, co potwierdzają statki żaglowe przedstawiane na kamiennych pieczęciach, wiozące, jak się zdaje, przybywające po egejskie srebro, a także wyroby sztuki i rzemiosła z samej Krety: piękne metalowe naczynia, broń oraz elegancka cera mika charakteryzująca się białymi, czerwonymi i żółtymi wzorami na czarnym tle.

W zamian przywoziły one nowe metale, zwłaszcza cynę, a także afrykańską kość słoniową, egipskie czarki i skarabeusze oraz dekoracyjne strusie jaja wielkie jak pół piłki do rugby. Nawet egipskie towary musiały wyruszać na zachód z lewantyńskich portów: prądy we wschodniej części Morza Śródziemnego znoszą statki w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, podczas gdy przeważające wiatry wieją z północnego zachodu na południowy wschód przez cały rok. Chociaż teoretycznie można już było popłynąć z Krety na połu­dnie do Egiptu, bezpośrednia żegluga na północ nie wchodziła w grę.

Czytaj również:  Pecunia non olet. Zaskakująca geneza słynnej maksymy

Sekrety pisma z Krety

To właśnie w tym czasie na Krecie pojawiło się koło, zarówno w pojazdach, jak i w warsztatach garncarskich, a także meysz domowa, nieproszona imigrantka z wybrzeży Lewantu, która po raz pierwszy zagościła w kreteńskich portach, takich jak Kommos, w początkach drugiego tysiąclecia p.n.e. I to wtedy też Kreteńczycy zaczęli spisy­wać notatki.

Zachowało się około 2 tysięcy dokumentów sporządzonych nieod­szyfrowanymi wczesnymi rodzajami kreteńskiego pisma, poczynając od około 2000 roku p.n.e. Najwcześniejsze, zwane dziś kreteńskim pismem hieroglificznym, ma znaki, które wyglądają jak małe pikto­gramy, ale w większości reprezentują sylaby. Wydrapywano je albo odciskano na małych glinianych pieczęciach, sztabkach, półksięży­cach i medalionach odkrywanych na północnych stanowiskach, ta­kich jak Knossos.

Później w Fajstos na południu wyspy pojawiło się inne sylabiczne pismo, o bardziej abstrakcyjnych, kreskowych znakach, które łatwiej było zapisywać na różnych materiałach, od glinianych tabliczek po kamienne stoły ofiarne. Być może z tego powodu około 1650 roku p.n.e. „pismo linearne A” wyparło kreteńskie pismo hiero­glificzne na całej wyspie.

Wspólne znaki świadczą o tym, że te dwa systemy pisma były spo­krewnione, ale nie wykazują one żadnego podobieństwa do pisma kli­nowego używanego w Mezopotamii i Lewancie ani — mimo wspólnej współczesnej nazwy — do hieroglifów egipskich. Jednak podobnie jak tysiąc lat wcześniej w Egipcie trudno uznać za zbieg okoliczności, że na wyspie zaczęto eksperymentować z pismem akurat wtedy, gdy żegluga zapewniła jej łączność z piśmienną Azją Zachodnią.

Źródło

Niniejszy tekst stanowi fragment książki Josephine Quinn Jak świat stworzył Zachód. Cztery tysiące lat historii (Wydawnictwo Rebis, Poznań 2025). Książkę można zamówić, klikając ten link, lub poniższy przycisk.

 

 

 

 

O autorze: PrzezWieki

(Visited 55 times, 14 visits today)