Bitwa pod Ktezyfontem (363). Starcie dwóch potęg starożytności

Przygotowania do wyprawy

Julian Apostata nie był typowym cesarzem. Fascynowały go filozofia, kultura grecka i starożytne ideały, co czyniło go jedną z bardziej niekonwencjonalnych postaci na rzymskim tronie.

Od początku swojego panowania Julian dążył do konfrontacji z potężnym imperium Sasanidów. W jego oczach był to wróg numer jeden, a pokonanie Persów miało zapewnić mu nieśmiertelną chwałę. Aby osiągnąć ten cel, przygotowania do kampanii rozpoczęły się na długo przed wyruszeniem armii w kierunku Ktezyfornu, stolicy państwa Sasanidów.

Siły Juliana liczyły około 65 tysięcy żołnierzy, co czyniło jego armię jedną z największych, jakie zgromadzono pod koniec starożytności. Rzymianie nie tylko zgromadzili liczne oddziały piechoty i kawalerii, ale także zadbali o logistykę. Na rzece Tygrys pływała flota składająca się z niemal tysiąca statków, które transportowały zaopatrzenie, machiny oblężnicze i broń.

Kampanię poprzedziły również intensywne zabiegi dyplomatyczne. Cesarz liczył na wsparcie ze strony lokalnych plemion, takich jak Arabowie, mogących osłabić pozycję Persów od południa. Niektóre z tych zabiegów zakończyły się sukcesem, a pozostałe nie. Julian nie zrażał się tym i kontynuował przygotowania, wierząc, że Ktezyfont wpadnie w jego ręce.

Na Ktezyfont

Przemarsz armii Juliana przez tereny Mezopotamii był niesamowitym wyzwaniem z powodu dokuczliwych upałów, które sprawiały, iż pokonanie każdego kroku stanowiło ogromy wysiłek. Wojsko cesarskie przemieszczało się wzdłuż rzeki Eufrat, co zapewniało mu stały dostęp do wody i ułatwiało transport zapasów. Pomimo tych ułatwień Rzymianie musieli mierzyć się z codziennym zagrożeniem – atakami perskiej kawalerii i oporem lokalnych garnizonów.

Jednym z kluczowych momentów na drodze do Ktezyfontu było zdobycie Maozomalchy, strategicznie położonego miasta bronionego przez wojska Sasanidów. Oblężenie trwało kilka dni i zakończyło się spektakularnym zwycięstwem Rzymian.

Cesarz Julian osobiście nadzorował szturm, a według źródeł historycznych dowiódł swojego geniuszu dowódczego. Zdobycie Maozomalchy otworzyło drogę do Koche, skąd armia przygotowywała się do przeprawy przez Tygrys.

Czytaj również:  Co jedli starożytni Rzymianie? Prawdziwe menu sprzed 2000 lat

Jednym z bardziej interesujących elementów kampanii był fakt, że Julian zabrał ze sobą nie tylko żołnierzy, ale także filozofów, uczonych i kapłanów. Wierzył bowiem w to, że wojna z Persami ma wymiar nie tylko militarny, ale również duchowy. Dla Juliana była to próba przywrócenia wielkości rzymskich bogów i kultury, którą uważał za zagrożoną przez chrześcijaństwo.

Czytaj również: Bitwa pod Zawichostem. Krwawa łaźnia nad Wisłą

Bitwa pod Ktezyfontem (363)

29 maja 363 roku armia Rzymian dotarła nad brzeg Tygrysu. Persowie doskonale przygotowali się do obrony – ich wojska były liczniejsze, a brzeg rzeki obsadzono machinami miotającymi oraz łucznikami wyposażonymi w płonące strzały. Dodatkowo w rejonie stolicy znajdowały się oddziały słoni bojowych, które miały siać postrach w szeregach rzymskich.

Pomimo tych trudności Julian Apostata postanowił przeprowadzić desant. Wysłał niewielki oddział, mający zdobyć przyczółek na drugim brzegu. Choć pierwsze próby zakończyły się niepowodzeniem, Rzymianie w końcu przeprawili się przez Tygrys, co uczyniono zarówno na tarczach, jak i wpław.

Walki na brzegu należały do niezwykle krwawych. Persowie zaatakowali ciężkozbrojną kawalerią wspieraną przez piechotę i słonie. Rzymianie, walcząc z plecami przyciśniętymi do rzeki, musieli wykazać się niezwykłą odwagą i dyscypliną, aby przetrwać pierwszy impet uderzenia.

Jednym z najciekawszych momentów bitwy pod Ktezyfontem było wykorzystanie tarcz rzymskich jako prowizorycznych tratw. Żołnierze, którzy nie mieli innych środków przeprawy, chwytali za swoje wyposażenie i ryzykowali życie, aby dołączyć do towarzyszy na drugim brzegu. Ich heroiczne poświęcenie okazało się kluczowe – dzięki nim linia walk mogła się rozszerzyć, a perski atak został odparty.

Czytaj również: Aszurbanipal. Ostatni wielki król Asyrii

Skutki i znaczenie bitwy pod Ktezyfontem

Po długich godzinach zmagań Rzymianie w końcu odnieśli zwycięstwo. Oddziały perskie, widząc bezskuteczność swoich ataków, zaczęły się wycofywać. Julian, kierując się swoją charakterystyczną impulsywnością, rozkazał pościg.

Czytaj również:  Podbijał, palił, budował imperium. Kim był najgroźniejszy król Asyrii?

Rzymska armia  w swoim pościgu dotarła aż pod mury Ktezyfontu, gdzie mogła podziwiać ogrom stolicy Sasanidów. Jednak radość szybko ustąpiła miejsca rozczarowaniu – miasto było zbyt dobrze ufortyfikowane, aby można je było zdobyć bez odpowiednich machin oblężniczych.

Cesarz, zdając sobie sprawę z trudnej sytuacji, w której się znalazł, postanowił wycofać wojska. Aby utrudnić Persom dalsze ataki, nakazał spalenie swojej floty. Była to decyzja kontrowersyjna – Rzymianie zostali pozbawieni w ten sposób wsparcia logistycznego, ale dzięki temu uniemożliwiono jej przejęcie przez wroga.

Odwrót przez terytorium wroga okazał się tragiczny w skutkach. Persowie bowiem nieustannie atakowali Rzymian, których morale gwałtownie spadło. Na dodatek zginął sam Julian Apostata, a jego śmierć zakończyła marzenia o podboju Persji. Nowy cesarz, Jowian, zawarł niekorzystny pokój, który zakończył rzymskie próby ofensywy na Wschodzie.

Czytaj również: Aleksander Wielki. Mało znane fakty z życia jednego z najwybitniejszych wodzów w dziejach

Wybór literatury:

  • Szeląg T., Bitwa pod Adrianopolem 9 sierpnia 378, Zabrze 2006.

O autorze: Mariusz Samp

Doktor historii, pisarz i publicysta. Autor kilkunastu książek popularnonaukowych z zakresu historii. Jego najnowsze książki to: 1) Pierwszy rozbiór Polski 1031, 2) Szach-mat: Jak umierali władcy Rosji oraz 3) Polska i Ruś Kijowska.
(Visited 1 017 times, 7 visits today)