O. Kolbe przed śmiercią. Co mówią świadkowie tamtych dni?

Rajmund Kolbe przyjął imię Maksymilian Maria w 1910 roku. Zaczął wtedy przygotowywać się do kapłaństwa, drogi, którą rodzice mu odradzali, choć sami byli bardzo pobożni. Powołanie to zaprowadziło ojca Maksymiliana w różne miejsca na świecie, ale przede wszystkim do służenia drugiemu człowiekowi. To zadanie wykonywał aż do końca swojego 47-letniego życia. A jego zakończenie było tragiczne, choć darowało życie innemu człowiekowi.

 

Maksymilian Kolbe – pokorny franciszkanin i skuteczny misjonarz

Rajmund Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli. Wychowywał się w Łodzi, a następnie jego rodzice Maria i Juliusz Kolbe zdecydowali się na przeprowadzkę do Pabianic.

Jako uczeń był pilny i dość bystry. Miał w przyszłości przejąć rodzinny interes Kolbów. Los jednak miał wobec młodego Rajmunda inne plany.

Gdy chłopak miał około 12 lat, miała mu się objawić Matka Boża, przeznaczając mu dwie korony – czystości i męczeństwa. Od tego momentu Rajmund był bardziej pomocny w domu, aż zdziwił swoją matkę, przyzwyczajoną do różnych wybryków młodzieńca.

W 1907 roku wstąpił on razem z bratem Franciszkiem do seminarium duchownego we Lwowie. Trzy lata później rozpoczął nowicjat u franciszkanów konwentualnych. Wówczas to właśnie przyjął imię, pod którym był potem znany – Maksymilian Maria. Na początku lat 20. XX wieku był już podwójnym doktorem – filozofii i teologii. Tytuły te uzyskał w Rzymie. W 1918 roku przyjął święcenia na kapłana.

Gdy wrócił z Rzymu do Polski, zapoczątkował ruch na cześć Maryi Panny. W okresie dwudziestolecia międzywojennego było wydawane na dość szeroką skalę czasopismo założone przez Maksymiliana – „Rycerz Niepokalanej”. Pod koniec lat 20. XX wieku zakonnik założył także klasztor o nazwie Niepokalanów. Był on kolebką dla powstania jeszcze innych czasopism, jak m.in. „Biuletyn Misyjny” czy „Rycerzyk Niepokalanej”. Działalność wydawniczą Kolbe koordynował z rozmachem i pasją, czego owoce widać do dnia dzisiejszego.

W pierwszej połowie lat 30. Maksymilian Kolbe stacjonował jako misjonarz w Japonii. Zbudował tam klasztor i również wydawał „Rycerza Niepokalanej”, tyle że w języku japońskim. Wiele osób tam mieszkających dzięki tej działalności nawróciło się na katolicyzm i wybrały drogę zakonną.

Czytaj również:  Potop. Najdroższy film w historii polskiego kina

Maksymilian miał nadzieję całkowicie poświęcić się byciu misjonarzem. Myślał, że może na tej drodze czekać go męczeństwo. Okazało się jednak, że jeszcze większa misja czeka go w ojczystym kraju, do którego powrócił w 1936 roku.

Przyjazd do Auschwitz-Birkenau

Męczeństwo ojca Maksymiliana Kolbego nie zaczęło się w Auschwitz. Niedługo po rozpoczęciu się II wojny światowej, Niemcy nakazali zamknąć klasztor franciszkanów w Niepokalanowie. 19 września 1939 roku aresztowano Kolbego wraz z ponad trzydziestoma współbraćmi. Przebywali oni najpierw w obozie w Łambinowicach, a następnie w Gębicach, i na końcu w Ostrzeszowie.

8 grudnia, w święto Niepokalanego Poczęcia NMP, pozwolono więźniom wrócić do Niepokalanowa. Tam Kolbe wzmożył wysiłki, aby kontynuowane było wydawanie „Rycerza Niepokalanej”, którego nakład w 1939 roku osiągnął liczbę miliona egzemplarzy. W lutym 1941 roku aresztowano ponownie ojca Maksymiliana i przewieziono go na Pawiak.

Więziono go tam parę miesięcy, w okropnych, jak się można domyślić, warunkach. Nie wiadomo nic o tym, aby ojciec Maksymilian był torturowany. Jego osoba jednak wzbudzała przy alei Szucha negatywne emocje. Jeden z SS-manów miał pytać Kolbego, wskazując na krzyż wiszący u habitu franciszkanina, czy wierzy on „w to”. Za każdym razem, gdy zakonnik odpowiadał twierdząco, SS-man bił go po twarzy. W końcu ten ostatni wyszedł z celi, zdenerwowany.

Postanowiono ostatecznie, że franciszkanin oraz 320 innych więźniów Pawiaka pojadą do Auschwitz-Birkenau, niemieckiego obozu koncentracyjnego. 28 maja 1941 roku kazano im wsiąść do wagonu pozbawionego okien i wywieziono przerażonych skazańców do Oświęcimia.

Pobyt w Oświęcimiu. Początek katorgi

Transport z więźniami dojechał wieczorem. Sam wyładunek był dramatyczny. Odbywał się wśród okrutnego bicia i kopania. Skazańcy, a wśród nich także Kolbe, przewracali się przez podstawianie nogi przez SS-manów, co jeszcze dodatkowo powodowało kolejne razy.

Pierwszą noc ojciec Kolbe spędził w łaźni obozowej. Tam modlił się za transport. Rano dokonano rejestracji i więźniów ubranych w brudne pasiaki odesłano na dalszą mordęgę. Maksymilianowi Kolbemu nadano numer obozowy 16670, w ten sposób odbierając mu tożsamość.

Czytaj również:  Maria Jeritza. Pierwsza dama opery międzywojennej Europy

W obozie franciszkanin ciężko wraz z innymi pracował fizycznie, między innymi woził żwir i kamienie czy nosił drewno. Kapo Heinrich Krott, dowódca komanda Babice, w którym znalazł się ojciec Kolbe wraz z innymi księżmi z tego samego transportu, okazał się być okrutny i zupełnie nieczuły na słabość uwięzionych. Na swój szczególny celownik obrał sobie Maksymiliana. Kazał ładować mu więcej załadunku, bić go tym mocniej, o ile zakonnik przystawał albo tempo jego pracy zwalniało.

Wszystkie te doświadczenia musiały być niezwykle ciężkie dla Kolbego, który na domiar złego chorował na gruźlicę. On jednak nie zważał na swoją osobę, ale skupiał się na tym, aby pomóc innym – dobrym słowem lub modlitwą. Tę ostatnią ofiarowywał także za zmarłych, których zanosił do krematorium.

Franciszkanin, mimo tych wszystkich trudności i cierpień życia obozowego, nie ustał w pełnieniu swojej posługi jako kapłan. Był dla współwięźniów pociechą i przewodnikiem w drodze do Boga. Więźniowie po wojnie chowali z czcią w relikwiarzach pamiątki po ojcu Kolbe, wspominając, ile dla nich uczynił.

Sierpień 1941. Konsekwencje ucieczki

Można powiedzieć, że ostatnie tygodnie życia ojca Kolbego były dla niego czystym męczeństwem. Kapo Krott był dla zakonnika coraz surowszy, czego powód stanowiła niechęć tego Niemca do inteligentów, a szczególnie do księży, których nienawidził. Postanowił dać ojcu Maksymilianowi „nauczkę” i kazał go dotkliwie bić. Pewnego dnia nawet nakazał wymierzyć mu 50 silnych uderzeń, co skończyło się utratą przytomności franciszkanina.

Nie tak jednak miała się zakończyć ziemska wędrówka Maksymiliana. Mimo gruźlicy i ciężkich warunków panujących w Auschwitz, więzień ten nadal żył. Gdy trafił do obozowego „szpitala”, nie ustawał w swojej posłudze. Nadal spowiadał, modlił się z innymi i dzielił się z chorymi swoim jedzeniem.

29 lipca 1941 roku okazał się dniem zapoczątkowującym Kalwarię ojca Maksymiliana Kolbego. Doniesiono wówczas o ucieczce więźnia Auschwitz, Zygmunta Pilawskiego. Urządzono karny całodniowy apel, podczas którego wielu więźniów zemdlało i padło bez życia na ziemię. Kierownik obozu Karl Fritzsch nakazał, aby wybrano 10 więźniów, mających zostać straconych. Wśród nieszczęśników znalazł się Franciszek Gajowniczek, numer obozowy 5659, który zaczął rozpaczać, że osieroci żonę i dzieci.

Czytaj również:  Węgierski Lenin. Historia, której nie znajdziesz w podręczniku

Kolbego nie wybrano do tej dziesiątki skazańców, natomiast gdy usłyszał on wołanie Gajowniczka, zgłosił się dobrowolnie do zamiany – on pójdzie na śmierć zamiast tego męża i ojca. Miał powiedzieć do Fritzscha: „chcę umrzeć za niego”. Zakonnika wraz z 9 innymi osobami zaprowadzono do bloku nr 11. Więźniom kazano rozebrać się i zamknięto ich. Według zeznań jednego ze świadków ich męki, większość ze skazanych miała krzyczeć przeciwko Bogu i pomstować, co w tej sytuacji mogło się wydawać naturalną reakcją na ogromne cierpienie.

Ojciec Maksymilian jednak żarliwie modlił się i śpiewał pieśni skierowane do Matki Bożej, co pozostali więźniowie podchwycili. Zostali przez zakonnika wyspowiadani i przygotowani na śmierć. Kolbego zaś 14 sierpnia dobito przez zastrzyk z fenolem. Bruno Borgowiec, który był świadkiem tego zdarzenia, wspominał, że franciszkanin zmarł na siedząco, z otwartymi oczami i pochyloną na bok głową.

Bibliografia

-Terlikowski T., Maksymilian M. Kolbe. Biografia świętego męczennika, Kraków 2017.

-Maksymilian Maria Kolbe – ostatnia droga świętego [https://www.polskieradio.pl/227/4261/Artykul/699983,Maksymilian-Maria-Kolbe-ostatnia-droga-swietego]

 

 

O autorze: Alicja Samp

Magister filologii polskiej. Uważa, że literatura nie istnieje bez historii, a historia bez literatury. Interesuje ją historia kobiet. Podejmuje problematykę z pogranicza historii i innych nauk. Zajmuje się redakcyjną i techniczną stroną funkcjonowania portalu przezwieki.pl.
(Visited 16 times, 8 visits today)