
W historii polskiej armii niewiele jest momentów równie poruszających jak ten, który nastąpił w schronie bojowym na Górze Strękowej 10 września 1939. Kapitan Władysław Raginis przez kilka dni prowadził swoich ludzi w walce z wielokrotnie silniejszym wrogiem. Kiedy skończyła się amunicja, a pomoc nie nadchodziła, polski oficer znalazł się w sytuacji, gdzie musiał wybrać pomiędzy własnym życiem a złożoną obietnicą. Zdecydował się na honor, a jego wybór pamięta Polska do dziś.
Obietnica dana żołnierzom
We wrześniu 1939 kapitan Władysław Raginis otrzymał zadanie, które wydawało się skazane na porażkę. Z zaledwie 720 żołnierzami miał bronić dziewięciu kilometrów linii obronnej w okolicach Wizny przed całą niemiecką armią.
Wiedząc, jak wielka przepaść dzieli jego siły od wroga, zdecydował się na gest, który miał podnieść bojowego ducha podwładnych. Wspólnie ze swoim zastępcą, porucznikiem Stanisławem Brykalskim, który dowodził artylerią, stanął przed żołnierzami i złożył uroczystą obietnicę.
Obaj oficerowie przyrzekli, że póki żyją, nie opuszczą bronionych stanowisk i zostaną ze swoimi ludźmi aż do ostatniej chwili walki. To nie był tylko symboliczny gest, ale realne zobowiązanie dowódców, że nie uciekną w obliczu niebezpieczeństwa i podzielą los swoich podwładnych, cokolwiek przyniesie nadchodząca bitwa. W wojskowej tradycji takie słowo oficera dane żołnierzom ma wagę świętości, a jedynym sposobem jego wypełnienia są czyny, nie puste deklaracje.
Trzy dni desperackiej walki
Pierwsze niemieckie oddziały pojawiły się w okolicach Wizny już 7 września, ale prawdziwe piekło rozpoczęło się następnego dnia. To wtedy na polskie pozycje uderzył XIX Korpus Pancerny dowodzony przez generała Heinza Guderiana. Siły wroga były miażdżące: dwie dywizje pancerne, brygada piechoty i brygada zmotoryzowana, razem ponad czterdzieści tysięcy żołnierzy wspieranych przez działa i samoloty.
Mimo druzgocącej przewagi wroga, polscy żołnierze przez kolejne trzy dni skutecznie odpierali ataki, zadając Niemcom poważne straty. Załogi schronów walczyły z determinacją graniczącą z szaleństwem, wykorzystując każdą okazję, by zadać wrogowi jak największe straty.
Niemcy, przyzwyczajeni do błyskawicznych sukcesów na innych odcinkach frontu, byli zaskoczeni tak zaciekłym oporem małej grupy Polaków.
Krytyczny moment nadszedł 9 września. Odłamek niemieckiego pocisku zabił porucznika Brykalskiego, tego samego oficera, który razem z Raginisem składał przysięgę. W tym samym dniu ciężkie rany odniósł sam kapitan, co bardzo utrudniło mu dowodzenie. Niemcy metodycznie niszczyli kolejne polskie schrony, zbliżając się coraz bardziej do głównego punktu obrony.
Wieczorem 9 września Polakom pozostał już tylko jeden schron, ten na Górze Strękowej, gdzie przebywał ranny Raginis z garstką ostatnich obrońców. Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew” nie przysłała obiecanej pomocy, a zapasy amunicji były już praktycznie puste.
Ostatnie chwile i tragiczny wybór
Ranek 10 września 1939 zastał polskich obrońców w sytuacji bez wyjścia. Otoczeni ze wszystkich stron przez niemiecką przewagę, pozbawieni kontaktu z dowództwem, bez amunicji. Niemcy dotarli już bezpośrednio pod Górę Strękową, gdzie bronił się ostatni polski punkt oporu.
Według niektórych relacji, których prawdziwości nie udało się potwierdzić, generał Guderian miał pogrozić, że rozstrzela polskich jeńców, jeśli obrońcy natychmiast się nie poddadzą.
Jednak walka trwała dalej, dopóki zostały jakiekolwiek naboje. Około południa sytuacja stała się całkowicie beznadziejna, a dalszy opór oznaczałby tylko bezsensowną śmierć pozostałych przy życiu żołnierzy.
Ciężko ranny Raginis stanął przed najtrudniejszym wyborem swojego życia. Około godziny dwunastej wydał swój ostatni rozkaz. Nakazał żołnierzom złożenie broni i poddanie się Niemcom lub próbę przedarcia się przez wrogie linie. Jako dowódca wziął na siebie odpowiedzialność za życie swoich ludzi i chciał oszczędzić im bezsensownej śmierci.
Dla siebie jednak nie widział drogi do niewoli. Pamiętał przysięgę sprzed czterech dni, że póki żyje, nie opuści powierzonych mu pozycji. Postanowił wypełnić ją dosłownie. Został sam w schronie na Górze Strękowej i odebrał sobie życie, detonując granat. Tak w wieku zaledwie 31 lat zginął jeden z największych bohaterów września 1939 roku.
Co stało się później
Spośród 720 polskich obrońców większość poległa w walce, około czterdziestu trafiło do niemieckiej niewoli, a garstce udało się przedostać do polskich oddziałów. Odsiecz z Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew” pojawiła się pod Wizną dopiero 11 września, dzień po kapitulacji, za późno, by pomóc bohaterom.
Choć trzydniowa obrona Wizny nie mogła zatrzymać niemieckiego walca, to jednak znacząco spowolniła marsz korpusu Guderiana i kosztowała go spore straty. Historycy często porównują walkę pod Wizną do bitwy pod Termopilami, gdzie garstka greckich wojowników stawiła heroiczny opór wielokrotnie liczniejszej armii perskiej.
W 2011 roku Stowarzyszenie „Wizna 1939” zorganizowało ekshumację szczątków kapitana. Badania DNA potwierdziły, że to rzeczywiście Raginis. We wrześniu tego samego roku pochowano go uroczyście dokładnie tam, gdzie zginął, wewnątrz zniszczonego schronu na Górze Strękowej.
O autorze: przez wieki
