Przesiedlenia Niemców po II wojnie światowej. Wielu z nich trafiło do dawnych obozów koncentracyjnych

Wysiedlani Niemcy w Berlinie (1946). Fot. Bundesarchiv
Ilu Niemców przesiedlono?
Wraz z końcem II wojny światowej Europę ogarnęła fala przesiedleń, deportacji i ucieczek ludności cywilnej. Jedną z największych grup dotkniętych tym dramatycznym procesem stanowili Niemcy z terenów, które przez krótki czas znalazły się pod kontrolą III Rzeszy.
Zdecydowanie największy przepływ deportowanych i uchodźców z obszarów pokonanych imperiów państw Osi obejmował tych Niemców, którzy mimowolnie stali się obywatelami nowej Rzeszy, gdy ta rozprzestrzeniła się na całą Europę Środkową, Wschodnią i Południowo-Wschodnią. Były to osoby narodowości niemieckiej, które zamieszkiwały tereny utracone przez Niemcy na mocy traktatu wersalskiego, odzyskane po 1939 roku i ponownie utracone w 1945.
Liczbę wysiedlonych z tych obszarów szacuje się na 12‒14 milionów (dokładniejsze liczby są niemożliwe do ustalenia przez historyków). Pochodzili oni głównie z terenów Czechosłowacji i polskich Ziem Odzyskanych, czyli tej części wschodnich Niemiec, którą przekazano Polsce.
Nastąpiły również przymusowe wysiedlenia Niemców z Rumunii, Jugosławii i Węgier, a ponadto nieznana liczba radzieckich Niemców nadwołżańskich zdołała uciec na zachód wraz z cofającymi się wojskami niemieckimi. Armia Czerwona deportowała też 140 tysięcy Niemców z Rumunii i Węgier w przeciwnym kierunku, mianowicie do obozów pracy w głębi Związku Radzieckiego.
Niniejszy tekst stanowi fragment książki Richarda Overy Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945, t. 2 (Wydawnictwo Rebis, Poznań 2025).
„Dzikie wypędzenia”
Większość wypędzonych ze Wschodu Niemców stanowiły kobiety, dzieci i starcy. Wielu sprawnych mężczyzn władze zatrzymały, żeby zapewnić sobie siłę roboczą do odbudowy. Chociaż w czasie konferencji poczdamskiej alianci wyrażali nadzieję, że przesiedlenia będą przebiegać w „uporządkowany i humanitarny” sposób, po klęsce III Rzeszy fala przemocy wywołanej żądzą odwetu spadła na całą mniejszość niemiecką i nie przejmowano się zbytnio utrzymaniem porządku ani względami humanitarnymi.
Szacunki dotyczące liczby ofiar śmiertelnych wśród wypędzonych bardzo się różnią ‒ od pół miliona do dwóch milionów ‒ jednak nie ulega wątpliwości, że setki tysięcy z nich straciło życie na skutek głodu, zimna, chorób i celowych zabójstw.
Sześć pierwszych miesięcy po zakończeniu wojny to okres tzw. „dzikich wypędzeni”, gdy członkowie społeczności niemieckich byli zmuszeni pieszo przekraczać granice, aby przedostać się do jednej z czterech alianckich stref okupacyjnych, albo gdy wpychano ich do zatłoczonych pociągów, w których panowały fatalne warunki sanitarne oraz nie było dość jedzenia i odpowiedniej odzieży na długą i wyczerpującą podróż do Niemiec.
Polecamy również: Żydowski ruch oporu podczas II wojny światowej

Masakra w Horní Moštěnice
W czasie tej pierwszej fali odwetu żołnierze, policjanci i milicjanci obchodzili się z wypędzonymi tak, jak kilka lat wcześniej Niemcy traktowali Żydów podczas deportacji na Wschód. W czerwcu 1945 roku żołnierze słowaccy dokonali szczególnie brutalnej zbrodni w miejscowości Horní Moštěnice. Kazali wysiąść z pociągu 265 Niemcom słowackim, wśród których było 120 kobiet i 74 dzieci, następnie zmusili ich do wykopania za stacją kolejową masowej mogiły, po czym zabili wszystkich strzałami w tył głowy.
W wielu przypadkach deportowanym dawano jedynie kilka godzin, niekiedy zaś tylko kilka minut na spakowanie drobnej części dobytku. W bydlęcych wagonach, którymi ich przewożono, panował taki ścisk, że często mogli jedynie stać, a na domiar złego podczas podróży nie dawano im wody ani jedzenia; martwych usuwano z wagonów na postojach.
Niektórzy natomiast przed deportacją trafiali do prowizorycznych obozów, w których mężczyzn zmuszano do pracy w warunkach znanych ze wszystkich obozów koncentracyjnych – przy niedostatecznym wyżywieniu, ze wszechobecnymi wszami, tyfusem i codzienną brutalnością.
Polecamy również: Niemieckie czołgi II wojny światowej. Stalowa potęga Hitlera

Niemcy w byłych obozach koncentracyjnych
Dla mocarstw alianckich pierwsze fale przesiedleń stanowiły spore wyzwanie, gdyż w strefach okupacyjnych i tak były już ogromne problemy z wyżywieniem oraz odbudową. Zdarzało się, że miejscowe władze odmawiały przyjęcia wysiedleńców. Urzędnicy amerykańscy domagali się od Waszyngtonu złożenia oficjalnej deklaracji, „ażeby wyjaśnić, że nie bierzemy udziału w tych nieludzkich i strasznych rzeczach”, jak to określił jeden z nich.
Urzędnicy brytyjscy meldowali do Londynu o okropnościach, których byli świadkami na co dzień, jednak tamtejsze Ministerstwo Spraw Zagranicznych uważało, że powinno unikać potępiania Czechosłowaków lub Polaków, żeby nie wyrobić sobie reputacji „nadmiernie pobłażliwych wobec Niemców”. Ostatecznie alianci zgodzili się nieco uporządkować wysiedlenia.
W październiku 1945 roku utworzono Połączony Zarząd do spraw Repatriacji (Combined Repatria-tion Executive), który miał odpowiadać za logistykę przesiedleń zarówno Niemców, jak i wymagających repatriacji dipisów, łącznie ponad 6 milionów ludzi. W listopadzie ogłoszono porozumienie zawarte w ramach Sojuszniczej Rady Kontroli Niemiec, zgodnie z którym każda strefa okupacyjna miała przyjąć określoną liczbę wysiedleńców (strefa radziecka – 2,75 miliona, amerykańska – 2,25 miliona, brytyjska – 1,5 miliona i francuska – 150 tysięcy), i w następnym roku przesiedlenia kontynuowano pod nadzorem aliantów.
Deportacje nadal odbywały się w złych warunkach, pomimo starań o wprowadzenie regulacji dotyczących traktowania i przewozu tych ludzi, ale w samych Niemczech warunki często nie były wcale lepsze. Alianci nie przewidzieli ogromnej skali exodusu Niemców z Europy Środkowo-Wschodniej i w rezultacie trzeba ich było umieszczać w prowizorycznych obozach, a nawet w byłych obozach koncentracyjnych, gdzie mieli ograniczony dostęp do żywności i pomocy społecznej oraz niewielkie szanse na znalezienie pracy.
W radzieckiej strefie okupacyjnej pod koniec 1945 roku było 625 takich obozów, a w strefach zachodnich tysiące kolejnych. Reintegracja wysiedlonych okazała się długim i żmudnym procesem, gdyż wielu miejscowych Niemców nie ufało przybyszom i nie chciało ponosić kosztów ich utrzymania.
Polecamy również: Japońskie zbrodnie wojenne. Setki ściętych głów, żywcem paleni jeńcy i mordy w szpitalach
Źródło
Niniejszy tekst stanowi fragment książki Richarda Overy Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945, t. 2 (Wydawnictwo Rebis, Poznań 2025). Książkę można zamówić, klikając ten link lub poniższy przycisk.