„Kto się ośmieli, zwycięży”. Brytyjscy komandosi SAS na pustyni

Narodziny SAS
Ojcami SAS było trzech Anglików: Winston Churchill, brygadier Orde Wingate i płk. David Stirling. Po upadku Francji w 1940 roku potrzebne stały się oddziały, nękające oddziały niemieckie najpierw w Europie, a następnie w Afryce Północnej.
Churchill widział podczas jednej z wojen burskich jak niewielkie oddziały Burów, działając nieszablonowo, zadawały poważne straty Anglikom. Wingate i Stirling dostrzegli to samo w trakcie walk Arabów z Żydami na terenie Palestyny w latach 30. XX wieku.
Wszyscy trzej Anglicy postanowili stworzyć oddziały działające na podobnych zasadach w siłach brytyjskich. Miały one operować na tyłach przeciwnika, dezorganizując jego zaplecze.
Uzbrojenie komandosów
Początkowo komandosi walczący na pustyni wykorzystywali to, co akurat mieli pod ręką. Ich uzbrojenie składało się z amerykańskich pistoletów maszynowych Thompson oraz brytyjskich ciężkich karabinów maszynowych Vickers, wymontowanych z bombowców.
Do przemieszczania się po pustynnym piasku wykorzystywano natomiast Jeepy typu Willys i ciężarówki Chevroletta. Na Willysach zamontowano dużą liczbę kanistrów, dwa ciężkie karabiny maszynowe Vickersa oraz kilka zapasowych opon. Dorzucono jeszcze broń, materiały wybuchowe oraz żywność i wodę. Pomimo tego, że Willysy mocno przeciążono, spisywały się one nadzwyczaj dobrze w trudnych warunkach pustynnych.

Z powodu łatwego zapadania się brytyjskich ciężarówek w piasku, Anglicy pozbawili je dachu, lusterek oraz tego wszystkiego, co było całkowicie zbędne. W efekcie ich pojazdy poruszały się sprawniej po pustynnych drogach.
Żołnierze SAS
Do walk na pustyni wybierano nie tylko żołnierzy z odpowiednimi predyspozycjami, ale również potrafiących dostosować się do wojskowego rygoru. W oddziałach SAS dominowało stosunkowo lekkie podejście do dyscypliny. Często jedyną karą było wyrzucenie z oddziału.
Także w kwestii umundurowania nie trzymano się ściśle regulaminu. Ze względu na wysokie temperatury komandosi nosili niezapięte mundury i nakrycia głowy używane przez Arabów.
W wielu oddziałach tradycją stało się noszenie długiej brody. Było to spowodowane przede wszystkim niewystarczającą ilością wody, co nie sprzyjało częstemu goleniu się. Z kolei po zakończeniu patrolu, niektórzy komandosi często pili wodę na umór, co wynikało z ich braku dyscypliny.
Polecamy do przeczytania: Najgorsze czołgi II wojny światowej
Sztuka przetrwania na pustyni
Komandosi, aby zniszczyć cel na tyłach wroga, niejednokrotnie musieli pokonać wiele kilometrów. Korzystali przy tym z prostych kompasów, przybliżających pozycję wroga. Sama jazda była niezwykle utrudniona, ponieważ często trasa patrolu prowadziła przez piaszczyste wydmy, koryta wyschniętych rzek oraz obszary wypełnione ostrymi kamieniami.
Z powodu trudnych warunków terenowych, patrole zaopatrywano w zapasowe opony dla każdego pojazdu i metalowe trapy do wyciągania zakopanych pojazdów. Z czasem wpadnięto natomiast na pomysł spuszczania do połowy powietrza z opon, co pomagało w poruszaniu się po grząskim gruncie.

Stworzono też specjalny podręcznik zasad przeżycia na pustyni. Ustalono w nim normę zużycia wody na każdy dzień. Według podręcznika konserwę należało podgrzewać w wodzie gotowanej do zaparzenia herbaty. Także sam czas gotowania został skrócony do absolutnego minimum.
Każdy mógł otrzymać tylko 8 pint wody dziennie. Podręcznik zabraniał szybkiego picia wody w upale z powodu zwiększonego pocenia się. Zalecano zwilżanie ust i gardła małymi ilościami płynu. Brudne naczynia myto jedynie z użyciem piasku.
Na pustyni prawie na każdym kroku istniały zagrożenia. Co rusz, miały miejsce ogromne burze piaskowe, niszczące wszystko na swojej drodze. Z kolei ostre kamienie uszkadzały, nieraz poważnie, zawieszenie. Mając do dyspozycji jedynie proste narzędzia lub nie mając ich wcale, mechanicy byli zmuszeni improwizować.
Polecamy do przeczytania: Tajemnice mózgu Lenina. Brutalna prawda o intelekcie sowieckiego dyktatora
SAS w walce z wrogiem
Każdy z patroli zbierał informacje o planach wroga poprzez nasłuch radiowy i obserwację. Żołnierze SAS byli zmuszani do leżenia nieruchomo w gorącym piasku lub siedzeniu w jaskiniach.
Żołnierze, aby wykonać wyżej wymienione zadanie, musieli odpowiednio się maskować i zachowywać ciszę, pozostając przez dłuższy czas w jednym miejscu. Oznaczało to brak możliwości umycia się i kiepskie jedzenie. Ubrania po powrocie z patrolu nadawały się praktycznie tylko do wyrzucenia.

Patrole atakowały także wrogie kolumny transportowe czy magazyny z zaopatrzeniem. Uderzano z zaskoczenia, podkładając pod samoloty na lotniskach ładunki wybuchowe domowej roboty, strzelając do celu z karabinu maszynowego w czasie jazdy lub używając pistoletów maszynowych. Taktyka ta, zwłaszcza z racji przeprowadzania wielu ataków nocą, okazała się nad wyraz skuteczna. Włoscy żołnierze uważali nawet, że komandosi byli czymś w rodzaju armii duchów.
Po wykonaniu zadnia komandosi musieli zniknąć i bezpiecznie wrócić do swoich baz. Sam koniec każdej misji bywał często niebezpieczny, ponieważ wróg szybko orientował się w sytuacji, rozpoczynając pościg. W tych warunkach patrole musiały przetrwać ataki wrogiego lotnictwa, poradzić sobie z poważnie uszkodzonymi pojazdami, ewakuacją rannych i możliwością niespodziewanego nadejścia regularnych oddziałów wroga.
Pomimo wielu trudności komandosi szybko uznali pustynię za swój prywatny obszar działań, do którego niechętni wpuszczali inne oddziały.
Polecamy do przeczytania: Śmierć Józefa Stalina. Jak wyglądały ostatnie chwile „czerwonego cara”?
Bibliografia
- Beevor A., Druga wojna światowa, Kraków 2015.
- Lewis D., Komandosi Jego Królewskiej Mości, Poznań 2019.
- Wołoszański B., Wiek Krwi, Kraków 2016.
O autorze: Szymon Waraksa
