
Jak to możliwe, że wyprawa z pozoru szalona zakończyła się jednym z największych zwycięstw w historii? Wilhelm zwany Zdobywcą zdołał zebrać armię, przeprawić ją przez morze i pokonać króla, który wydawał się niezwyciężony. Bitwa pod Hastings nie była tylko walką o tron – była początkiem nowej epoki. Od tego dnia los Anglii i całej Europy Zachodniej zmienił się bezpowrotnie.
Liczebność armii Wilhelma Zdobywcy
Początkowo armia Wilhelma Zdobywcy zebrała się późną wiosną 1066 roku nad rzeką Dives tuż na północ od Caen. Szacowanie wielkości armii średniowiecznych jest w najlepszym razie ryzykownym przedsięwzięciem, a w tym przypadku polegamy głównie na kronikarzach normańskich z późniejszych lat. Zdaniem historyków armia Wilhelma liczyła od 7 do 14 tysięcy ludzi, przy czym panuje zgoda, że bardziej realna jest liczba zbliżona do dolnej granicy owego przedziału. Pewne jest, że była to nadzwyczaj duża armia – godna króla.
Co przyciągnęło tak wielu zbrojnych pod sztandar Wilhelma? Częściowo decydujące były wojenne. W poprzednich latach książę dwukrotnie poparł najady króla Francji i hrabiego Andegawenii, a ponadto podporządkował sobie Maine i spustoszył Bretanię. Oto był człowiek, który mógł osiągnąć wszystko… lub przynajmniej tak się wydawało.
Na korzyść Wilhelma działały również podboje Normanów w innych częściach Europy. W latach 30. i 40. XI wieku jego rodacy zdobyli bowiem rozległe terytoria – i jeszcze większe uznanie – w południowych Włoszech. Wilhelm oczywiście wiedział o tych wyprawach – w rzeczywistości kronikarz Wilhelm z Malmesbury pisze, że książę pragnął dorównać wyczynom Roberta Guiscarda, który odnosił ogromne sukcesy na południu. Jego podboje pokazały, że wyprawa Wilhelma może być ryzykowna, ale na pewno nie jest szaleństwem. A skoro stawka była wysoka, to znaczy, że warto było podjąć ryzyko. Anglia była w końcu jednym z najbogatszych królestw zachodniej Europy.
Niniejszy tekst stanowi fragment książki Levi Roach Imperia Normanów (Wydawnictwo Rebis, Poznań 2025).

Miejsce zbiórki floty Wilhelma
Zgromadzenie armii było jedną rzeczą, ale bezpieczne przewiezienie jej przez kanał La Manche – czymś zupełnie innym. W miesiącach letnich zazwyczaj panują w tym rejonie najlepsze warunki do żeglugi, ale Wilhelmowi nie dopisywało szczęście. Wydaje się, że pierwszą próbę pokonania kanału podjął z rejonu ujścia rzeki Dives, prawdopodobnie zaraz po uroczystościach poświęcenia kościoła opactwa Świętej Trójcy w Caen. Niesprzyjające wiatry zepchnęły jednak jego flotę na wschód, zmuszając ją do przeniesienia się do Saint-Valéry-sur-Somme w należącym do Gwidona hrabstwie Ponthieu.
Okazało się to szczęśliwym zrządzeniem losu, gdyż Saint-Valéry było pod wieloma względami lepszym miejscem dla floty inwazyjnej. Istniał tam duży port naturalny, który leżał znacznie bliżej brzegów Anglii. Prowadzona przez Wilhelma polityka budowania sojuszy zaczynała przynosić efekty.
Niesprzyjające wiatry utrzymywały się przez całe lipiec i sierpień oraz część września. Mimo to podjęto kolejne próby przeprawiania kanału. Redakcja „E” Kroniki anglosaskiej wspomina o jakimś starciu na morzu, a wyrwana z kontekstu wzmianka o tym małym wydarzeniu znalazła się także w Little Domesday.
Przez cały ten czas gros armii Wilhelma tkwiło w Ponthieu. Utrzymanie dyscypliny przez te wszystkie miesiące bezczynności musiało stanowić ogromne wyzwanie; podobnie jak wyżywienie tak wielkiej liczby ludzi. Ów zdumiewający wyczyn był chyba największym osiągnięciem Wilhelma w całym tamtym roku.
Przeciwnik Wilhelma Zdobywcy
Harold wiedział o zamiarach Wilhelma i pilnie strzegł południowego wybrzeża. Nie dało się długo utrzymać w sekrecie faktu zgromadzenia tak wielkiej floty – wieść o tym wkrótce dotarła do Anglii. Harold już wcześniej miał tam mnóstwo do roboty. Pod koniec kwietnia 1066 roku jego brat Tostig pojawił się bowiem u brzegów wyspy Wight, a następnie zaczął pustoszyć południowe i wschodnie wybrzeże Anglii, aby finalnie znaleźć schronienie na dworze króla Szkotów.
Gdy pierwszy wypad Tostiga dobiegł końca, Harold zgromadził armię i flotę większe od tych, które „jakkolwiek król zebrał wcześniej w tym kraju”, aby stawić czoła Wilhelmowi. Swoje siły rozmieścił wzdłuż południowego wybrzeża oraz koło wyspy Wight, gdzie uprzednio wylądował Tostig (i nieopodal miejsca, w którym w 1041 roku zszedł na ląd Edward Wyznawca). Harold nie liczył się z pogodą bardziej niż Wilhelm, a kiedy minął jeden miesiąc i rozpoczął się następny, zaczęło mu niebezpiecznie brakować zaopatrzenia. Ostatecznie 8 września był zmuszony rozpuścić armię, a swojej flocie kazał płynąć do Londynu.
Ledwie jednak Harold wrócił do metropolii nad Tamizą, dotarły do niego niepokojące wieści z północy. Tostig połączył siły z królem Norwegii Haraldem Srogim, który nie chciał zrezygnować z domniemanych praw do tronu angielskiego jako rzekomy spadkobierca Hardekanut’a. Ci dwaj spotkali się nad rzeką Tyne, a następnie zmusili do ucieczki Edwina i Morkara, starszych braci żony Tostiga, zajmując stolicę Northumbrii w Yorku.
W odpowiedzi na to Harold dokonał jednego z wielkich wyczynów średniowiecznej logistyki. Zebrał armię, a następnie poprowadził ją na północ – w tempie marszu wynoszącym około czterdziestu kilometrów dziennie! Dzięki temu Harold zaskoczył Haralda i Tostiga – ich wojska najwyraźniej nie miały nawet czasu zdjąć pancerzy – i w stoczonej 25 września bitwie zmusił przeciwników do rejterady. W rezultacie doszło do rzezi pokonanych, w której padli zarówno Harald, jak i Tostig.
Sytuacja przed bitwą
Harold i Anglicy nie mieli jednak czasu na odpoczynek. Ledwie dwa dni po ich zdumiewającym zwycięstwie wiatr na kanale La Manche zmienił bowiem kierunek, pozwalając Wilhelmowi i jego armii przeprawić się w nocy z 27 na 28 września. Ironia losu sprawiła, że wymuszone przez pogodę opóźnienie forsowania kanału ostatecznie wyszło na dobre księciu Normandii, który przybywszy do Anglii, nie napotkał prawie żadnego oporu. Wylądował w Pevensey, po czym ruszył na wschód do Hastings, gdzie zachowały się wały z epoki żelaza, które mogły stanowić dla jego armii pozycje obronne.
Tutaj Wilhelm założył obóz warowny i nakazał budowę motte w stylu normańskim – gródka stożkowatego składającego się ze zwieńczonego palisadą kopca z drewnianą wieżą na szczycie – żeby zapewnić sobie dodatkową ochronę. Później Wilhelm zaczął pustoszyć okolicę. Częściowo był do tego zmuszony – w czasie forsowania kanału La Manche jego armia mogła mieć zapasy wystarczające jedynie na kilka dni, a potem musiała żywić się kosztem miejscowej ludności. Była to jednak również chytra taktyka, która miała sprowokować Harolda do walki.
Ojciec tego ostatniego pochodził z Sussexu, a Wilhelm niszczył teraz rodzime ziemie Godwina. Książę chciał jak najszybciej doprowadzić do rozstrzygającego starcia, gdyż pora roku umożliwiająca prowadzenie działań wojennych zbliżała się już do końca. Gdyby nadeszła zima, sprzyjałaby Haroldowi i Anglikom, Wilhelmowi bowiem trudno byłoby przez kilka chudych miesięcy wyżywić tak wielkie siły na wrogim terytorium.
Na szczęście dla księcia Normandii Harold chwycił przynętę. W pośpiechu ruszył do Londynu, a tam zebrał kolejną armię. Jej część walczyła prawdopodobnie w bitwie przy moście Stamford, ale większość musiała stanowić świeże siły, zapewne włączone w skład armii rezerwowej na wyczerpanych już obrońcach wysp. Harold pomaszerował na południe i zajął pozycję w pobliżu obecnego miasta Battle, około dwunastu kilometrów na północ od obozującej pod Hastings armii Wilhelma.
Wszystko było gotowe do decydującego starcia, ale do dzisiaj pozostaje pewną zagadką, dlaczego Harold zdecydował się wydać bitwę prędzej. Bitwy w najlepszym razie były ryzykowne, a przecież Harold mógł nie przetrwać ewentualnej porażki. Być może spustoszenie ojczyzny wyprowadziło z równowagi opanowanego zazwyczaj króla. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że Harold miał nadzieję powtórzyć sukces odniesiony przy moście Stamford, atakując Wilhelma z zaskoczenia. W każdym razie ten błąd okazał się dla niego fatalny w skutkach.
Początek bitwy pod Hastings
Wojska Harolda i Wilhelma stanęły naprzeciw siebie rankiem 14 października 1066 roku. W poprzednich miesiącach Wilhelm skrupulatnie zabiegał o Bożą pomoc i teraz również tego nie zaniedbał. Dlatego rozpoczął dzień od wysłuchania mszy, po czym udał się na pole bitwy, zabierając ze sobą relikwie – podobno te same, przed którymi Harold ślubował mu dwa lata wcześniej. Niezależnie od tego, jakie obietnice złożył wówczas hrabia Wessexu, był to dla Wilhelma sukces wizerunkowy przypominający jego podwładnym, że Bóg jest po ich stronie.
Pomimo wielu opisów owej bitwy nasza wiedza na temat jej przebiegu pozostaje fragmentaryczna. Żadna z zachowanych relacji nie pochodzi od uczestnika starcia, natomiast dwie najbardziej szczegółowe, czyli poemat Carmen de Hastingae Proelio [Pieśń o bitwie pod Hastings] Gwidona z Amiens oraz napisany prozą panegiryk Gesta Guillelmi [Czyny Wilhelma] Wilhelma z Poitiers, powstały jakiś czas później dla odbiorców na normańskim dworze książęcym.
Wydaje się jednak pewne, że siły obu stron były mniej więcej równe. Armia Harolda ustawiła się w szyku bojowym na wzgórzu; prawdopodobnie było to wzniesienie przebiegające przez sam środek obecnego miasteczka Battle. Zapewniało jej to taktyczną przewagę nad konnicą Wilhelma, która w tej sytuacji nie mogła pokazać pełni swoich możliwości.
Ponadto szyk angielski i normański wiele się różniły pod względem taktyki lub uzbrojenia. Wilhelm mógł jedynie dysponować większą liczbą łuczników. Na tkaninie z Bayeux Normanowie mają łuki bowiem wcześniej niż Anglicy, późniejsze źródła twierdzą (raczej mało wiarygodnie), że ci ostatni mieli niewielkie pojęcie o łucznictwie. Niewykluczone, że łucznicy Harolda maszerowali jeszcze z Londynu na południe, gdy obie armie starły się pod Hastings, albo król nie zdołał zwerbować ich dostatecznie wielu w takim pośpiechu.
Łucznicy byli szczególnie skuteczni przeciwko stłoczonym masom piechoty, a ponieważ Harold miał największe szanse na zwycięstwo, broniąc się na wzniesieniu, jego oddziały pozostawały bez odpowiedniej ochrony. Niemniej łucznicy nie byli czynnikiem decydującym o zwycięstwie w tej konfrontacji. Anglicy, dzięki temu, że znajdowali się wyżej, byli częściowo osłonięci przed najcięższym ostrzałem łuczników normańskich – przynajmniej w pierwszej fazie bitwy.
Ku końcowi bitwy
Wilhelm na początku starał się zmiękczyć obronę przeciwnika, wykorzystując swoich łuczników. Następnie pchnął do ataku piechotę, ta jednak niewiele posunęła się do przodu powstrzymana przez szczelny mur angielskich tarcz. Gdy jazda Wilhelma włączyła się do walki, nie poradziła sobie lepiej i wkrótce była zmuszona wycofać się w nieładzie.
Wilhelm z Poitiers sugeruje, że pierwsi rzucili się do ucieczki Bretończycy, ale Carmen (bardziej wiarygodnie) obwinia o to Normanów. W tym momencie groził im pogrom. Dyscyplina zaczęła się załamywać, gdy rozniosła się pogłoska, że Wilhelm poległ.
W odpowiedzi na to książę wykonał słynny gest – zdjął hełm i zwrócił się do swoich ludzi, aby przekonać ich do ponownego uderzenia na napierających Anglików, którzy ponosili teraz znaczne straty. W szyku na szczycie wzgórza angielskie linie były prawie nie do przełamania, ale gdy rozluźniły się na równinie poniżej, stały się łatwym łupem dla normańskich rycerzy.
Według Wilhelma z Poitiers właśnie ta taktyka stała się kluczem do zwycięstwa. Książę Wilhelm na czele jazdy dwukrotnie szarżował na wzniesienie, po czym pozorował odwrót, aby po nim przejść do kontrataku i zmasakrować ścigające go oddziały przeciwnika u stóp wzgórza.
Było już dobrze po południu, ludziom Harolda zaś coraz mocniej dawało się we znaki zmęczenie. Ich szeregi mocno się przerzedziły, a poszczególne oddziały były coraz bardziej odizolowane od siebie i narażone na atak. Właśnie wtedy normańscy łucznicy zaczęli odgrywać kluczową rolę w bitwie. Dopóki jednak żył Harold, Anglicy mieli powód do walki. Dlatego Normanowie ciągle napierali – zależało im na zgładzeniu króla.
Śmierć Haralda
Decydujący moment stanowiła śmierć Harolda, która nastąpiła w jakimś momencie po południu. Jej okoliczności pozostają niejasne. Nasze najstarsze źródło, czyli Carmen, twierdzi, że Harold został zabity przez oddział Normanów, wśród których byli między innymi książę Wilhelm, Eustachy z Boulogne, Hugo z Ponthieu i Robert Gilfard. Możliwe, że wydarzenie to przedstawia jedna z dwóch scen śmierci na tkaninie z Bayeux.
Wydaje się jednak dosyć podejrzane, żeby tak ważne osobistości miały osobiście uczestniczyć w zabiciu Harolda, a podejrzenia te pogłębia fakt, że poeta Gwidon z Amiens w poczet zabójców zalicza również własnego brata Hugona. Na początku lat 80. XI wieku krążyła alternatywna – być może bardziej zbliżona do prawdy – wersja wydarzeń. Chodzi oczywiście o słynną opowieść o Haroldzie, który spotyka swoje przeznaczenie ugodzony strzałą w oko; w większości szkół brytyjskich uczniowie nadal się jej uczą. Pierwszy spisał ją około 1080 roku Amatus z Monte Cassino przebywający na znajdujących się pod panowaniem normańskim terenach w południowych Włoszech.
Niemniej tekst Amatusa zachował się wyłącznie w przekładzie starofrancuskim z początku XIV wieku (a więc odbiega w jakimś stopniu od łacińskiego oryginału) i z tego powodu jest często kwestionowany. Tłumaczenie jest jednak całkiem wierne – interwencje tłumacza mają głównie formę okazjonalnych glos i pominięć. Efekt końcowy budzi szacunek. Wydaje się też, że ta sama scena jest ukazana na tkaninie z Bayeux, chociaż fragment ten został zrekonstruowany.
Ostatecznie sama śmierć Harolda jest znacznie ważniejsza od tego, jak dokładnie do niej doszło. Wraz ze zgonem króla klęska Anglików zamieniła się w ich pogrom i wtedy normańscy rycerze pokazali pełnię swoich możliwości. Wraz z Haroldem padli dwaj jego bracia, a także kwiat angielskiej arystokracji.
Co najważniejsze, armia angielska nie zdołała wycofać się i przegrupować. W realiach średniowiecznych trudno o bardziej rozstrzygające zwycięstwo. Upragniona przez Wilhelma korona była już na wyciągnięcie ręki.
Źródło

Niniejszy tekst stanowi fragment książki Levi Roach Imperia Normanów (Wydawnictwo Rebis, Poznań 2025). Książkę można zamówić, klikając ten link, lub poniższy przycisk.

