Największa mistyfikacja w historii Rosji. Czy Aleksander I sfingował swoją śmierć?
Tajemniczy przybysz
We wrześniu 1836 roku we wsi Klenowska (gubernia permska) pojawił się odziany w łachmany i przepasany długim sznurem tajemniczy starzec. Zażyczył sobie, aby miejscowy kowal podkuł mu konia. Przybysz zrobił ogromne wrażenie na rzemieślniku, który nie mógł napatrzeć się na jego białego wierzchowca, prezentującego się nad wyraz okazale.
Kowal, zamiast zrobić to, o co go poproszono, szybko udał się do lokalnych władz i doniósł im, że trzyma u siebie złodzieja, który bezprawnie wszedł w posiadanie bogatej klaczy. Przeciętny mieszkaniec ówczesnej Rosji najzwyczajniej nie mógłby sobie na taki zbytek pozwolić, nawet po długoletniej ciężkiej pracy.
Przesłuchujących zatrzymanego mężczyznę funkcjonariuszy miejscowej ochrany mocno zdziwiło jego zachowanie, na każde bowiem zapytanie odpowiadał błyskotliwie, co wskazywało na to, że mógł wywodzić się z arystokratycznej rodziny. Starzec wyjaśniał coraz mocniej nastającym na niego funkcjonariuszom, że stracił pamięć, nie wie, kim jest ani skąd pochodzi, może jedynie podać swoje imię i nazwisko: Fiodor Kuźmicz.
W tłumaczenia te jednak nie chciano uwierzyć, a nieszczęśnika wydano w ręce sądu. Ten uznał go za winnego kradzieży, wymierzył mu dwadzieścia batów i zesłał go wraz z innymi do odległego Tobolska.
Niniejszy tekst stanowi fragment książki dr Mariusza Sampa Szach-mat. Jak umierali władcy Rosji (Wydawnictwo Hi:story, Kraków 2024), opowiadającej o ostatnich chwilach poprzedników Putina.
„Święty Starzec”
Do Tobolska Fiodor przybył w marcu 1837 roku. Od razu zyskał sympatię i uznanie miejscowej ludności oraz towarzyszy niedoli, którym usługiwał, jak najlepiej umiał. Opiekował się chorymi, uczył dzieci czytać i pisać. Za wykonane czynności nie pobierał żadnych opłat, natomiast chętnie przyjmował rozmaite dary, które następnie rozdawał wśród najbardziej potrzebujących.
Żył nadzwyczaj skromnie, jadł tylko to, co ofiarowano mu za jego pracę. Fiodora, którego z czasem zaczęto nazywać „świętym starcem”, uważano za człowieka wysoko uduchowionego. Bardzo dużo bowiem pościł i się umartwiał. Długie godziny spędzał również na modlitwie i kontemplacji Boga. Do mężczyzny często zgłaszały się osoby potrzebujące zwykłej porady i modlitwy w jakiejś konkretnej intencji.
Fiodor nigdy nikomu nie odmawiał pomocy. Przynajmniej taki obraz wyłania się z dostępnych źródeł, wzmiankujących o Fiodorze, o którym było coraz głośniej w całej Rosji.
Polecamy również: Zgon Mikołaja I. Czy pogromca powstania listopadowego targnął się na swoje życie?
Niesamowity życiorys „zwykłego” obywatela
Postacią Fiodora Kuźmicza zainteresowali się między innymi przebywający na zesłaniu dekabryści, którzy pod koniec grudnia 1825 roku wywołali zbrojne powstanie, wymierzone w Mikołaja I. Władca obszedł się okrutnie z uczestnikami antycesarskiego zrywu. Część z nich skazał na karę śmierci, pozostałych zaś zesłał na katorgę lub do więzień porozrzucanych w różnych zakątkach rozległego imperium.
Grupka powstańców trafiła do Tobolska, gdzie zetknęli się z Kuźmiczem. Zamiast jednak zachwycać się nim, tak jak robili to praktycznie wszyscy okoliczni mieszkańcy, zaczęli patrzeć na niego podejrzliwie, dostrzegając w jego życiu i zachowaniu cechy niezgodne z firmowanym przez niego wizerunkiem świątobliwego starca.
Podczas rozmów z dekabrystami wyszło na jaw, że Fiodor biegle posługuje się językiem francuskim, którego nie wiadomo gdzie się nauczył. Miał również ogromną wiedzę z zakresu geografii, co nie było typowe dla zwykłego mieszkańca Rosji.
Co więcej, Fiodor znał się doskonale na historii, przytaczał bowiem opowieści z czasów zmagań Napoleona z Aleksandrem I. Wspominał nie tylko postaci Michaiła Kutuzowa czy Aleksandra Suworowa, zasłużonych rosyjskich dowódców, ale również Aleksieja Arakczajewa, jednego z najbliższych współpracowników cara Aleksandra. Wszyscy słuchacze Fiodora odnosili wręcz wrażenie, że widział on wszystkich tych ludzi na własne oczy.
Z czasem otwarcie zaczęto mówić, że zesłaniec nie jest zwykłym obywatelem imperium, lecz samym cesarzem Aleksandrem, którego nadspodziewany szybki zgon i niecodzienne okoliczności pogrzebu spowodowały powstanie rozmaitych plotek, w tym odnoszących się do jego „życia po życiu”.
„Zdziwią się niebiosa”
Symptomatyczne, że „święty starzec” nigdy nie oznajmił, iż jest Aleksandrem I, choć niektóre fakty z jego życia, a w zasadzie ich brak, zdawały się wskazywać na zupełnie coś innego. Fiodor Kuźmicz okazał się twardym mężczyzną i wszystkie plotki, które krążyły na jego temat, puszczał mimo uszu.
Niestety pogłoski te zataczały coraz szersze kręgi i rozprzestrzeniały się na całą Rosję. Proces ten przyspieszył wraz z odzyskaniem wolności przez skazańca, co nastąpiło w 1842 roku. Mężczyzna osiadł w Biełojawsku, nie znalazł tam jednak upragnionej ciszy i nie dane mu było kontynuować poprzedniego tryb życia, w dalszym ciągu bowiem utożsamiano go z carem Aleksandrem.
Pośrednio do zaistniałego stanu rzeczy przyczynił się sam Kuźmicz. Podczas rozmowy z jednym z prawosławnych arcybiskupów w odpowiedzi na pytanie, dlaczego nigdy się nie spowiada, oznajmił duchownemu: „Jeżeli na spowiedzi nie wyznam całej prawdy, zdziwią się niebiosa. Jeżeli powiem, zdziwi się ziemia”.
Historycy sądzą, że Fiodor nie chciał zwierzać się arcybiskupowi z sprawy swojego pochodzenia, ponieważ uczynił to już wcześniej podczas rozmowy z biełojawskim popem, u którego regularnie się spowiadał. Usiłowano wprawdzie później wypytać owego duchownego o tożsamość tajemniczego mężczyzny, jednak na nic się to nie zdało – pop za każdym razem odpowiadał, że obowiązuje go tajemnica spowiedzi.
Polecamy również: Synobójstwo Iwana Groźnego. Dlaczego car zabił swego następcę?
Jak brat z bratem?
Kolejne podejrzenia o carskie pochodzenia Kuźmicza powstały po jego przeprowadzce do domu Siemiona Chromowa. Ten bogaty kupiec troszczył się o gościa z należytym szacunkiem, zapewniając mu nie tylko dach nad głową, ale również niezbędne artykuły żywnościowe. Przybysz jednak nie chciał nadwyrężać gościnności handlarza i wiódł proste życie. Jadał stosunkowo mało, spał na desce, nosił takie same ubrania jak okoliczni chłopi. W przeciwieństwie jednak do innych wiele godzin dziennie się modlił.
W wolnym czasie pisał listy do cara Mikołaja I, do którego zwykli mieszkańcy nie mieli w ogóle dostępu. Badacze zwrócili uwagę, że starzec swoją korespondencję prowadził specjalnym szyfrem, którego do dziś dnia nie udało się nikomu odkodować. Szybko powstały pogłoski, że adresat pism Fiodora jest w jakiś sposób z nim spokrewniony, w przeciwnym razie obaj nie uciekaliby się do procederu sprzyjającego powstaniu na ich temat niepotrzebnych plotek.
Śmiałkowie twierdzili nawet, że gość Chromowa jest starszym bratem Mikołaja I, w czym mógł utwierdzić postronnych obserwatorów fakt, że Fiodor wylał mnóstwo łez, gdy poinformowano go o śmierci cara (1855). Dodatkowo staruszek długo modlił się za duszę zmarłego, z którym najwidoczniej – jak sugerowano w fachowej literaturze – łączyły go bardzo bliskie relacje.
Śmierć Fiodora Kuźmicza
Fiodor tajemnicę swojego pochodzenia wziął ze sobą do grobu. Zmarł na początku 1864 roku, po poważnej chorobie.
Na krótko przed śmiercią wścibska żona Siemiona Chromowa próbowała wycisnąć z niego informacje na temat jego prawdziwych personaliów, ale usiłowania te nie przyniosły rezultatów. Konający do wydania ostatniego tchnienia powtarzał zgromadzonym wokół siebie ludziom, że jego rzeczywiste imię i nazwisko zna tylko Bóg.
Polecamy również: Przyczynę śmierci Aleksandra I długo ukrywano. Na co właściwie zmarł ten car?
Za dużo niewiadomych
Pomimo wielu mitów i niesprawdzonych domysłów, jakie narosły w ciągu lat wokół postaci Fiodora Kuźmicza, część historyków rosyjskich nadal uważa go za cara Aleksandra I. Tezę tę starano się uprawdopodobnić za pomocą misternie dobranych argumentów, jednak – jak zauważają specjaliści – nie wytrzymują one krytyki wobec faktów zebranych przez ich naukowych oponentów.
Warto w tym kontekście zauważyć, że Fiodor jeszcze za życia zniszczył większość swoich dokumentów i listów, zaś te, które się ostały, zostały przekazane przez Chromowa rodzinie cesarskiej. Niestety dokumentacja ta uległa zniszczeniu w nieznanych nam okolicznościach w 1909 roku, co utrudnia prowadzenie badań biograficznych nad omawianą postacią.
Wprawdzie istnieją jeszcze innego rodzaju źródła, ale mają one dotkliwe luki, które wypełnia się nieweryfikowalnymi hipotezami. Niezwykle trudno zatem powiedzieć cokolwiek pewnego o Fiodorze, a szczególnie o sprawie jego prawdziwej tożsamości.
Tomska legenda
Wyjaśnieniem tajemnicy i fenomenu Fiodora Kuźmicza zainteresował się ostatni przedstawiciel dynastii Romanowów, Mikołaj II. Z jego polecenia w miejscu pochówku świątobliwego starca w Tomsku wybudowano kaplicę, ale przy okazji prac uszkodzono mogiłę, co imperator uznał za zły omen dla Romanowów. Pod pretekstem usunięcia szkód otwarto grób i przeprowadzono badania antropologiczne – stwierdzono, że pochowany tam mężczyzna nie jest bratem Mikołaja.
Wyników nie zdecydowano się ostatecznie podać do wiadomości publicznej, przez co tomska legenda żyła swoim rytmem, a przy grobie „świętego starca” zaczęły gromadzić się coraz większe grupy pielgrzymów oddających cześć jego szczątkom.
Taki stan rzeczy zmienił się, gdy do władzy w Rosji doszli gardzący religią bolszewicy, którzy bezceremonialnie naśmiewali się z Fiodora, a ostatnie lata jego życia uznali za wytwór wyobraźni ówczesnych ludzi. To właśnie z ich inicjatywy w 1921 roku nastąpiła ekshumacja grobu rodziny cesarskiej.
Ku zdziwieniu wszystkich, kiedy otworzono grób Aleksandra I, okazało się, że jego trumna nie jest wcale, jak głosiła legenda, pusta. Tą rewelacją władze bolszewickie nie chciały się jednak z nikim podzielić. Do prasy podano fałszywą notatkę o pustym grobie Aleksandra – a ona lotem błyskawicy rozniosła się po Europie. Znawcy epoki podkreślają, że w ten sposób usiłowano ukryć fakt profanacji grobu cara, w którym bezskutecznie szukano kosztowności.
W późniejszym okresie sprawa Aleksandra-Fiodora ucichła, a mające inne priorytety władze radzieckie nie kwapiły się w ogóle, by się jej bliżej przyjrzeć. Co więcej, w 1966 roku nie pozwolono antropologom na otwarcie trumny ze szczątkami Aleksandra i przeprowadzenie nowoczesnych badań DNA, które mogłyby raz na zawsze ukrócić spekulacje wokół jego śmierci.
Polecamy również: Aleksander I Romanow. Car o wielu twarzach
Źródło
Niniejszy tekst stanowi fragment książki dr Mariusza Sampa Szach-mat. Jak umierali władcy Rosji (Wydawnictwo Hi:story, Kraków 2024), opowiadającej o ostatnich chwilach poprzedników Putina. Więcej o samej książce można dowiedzieć się po kliknięciu poniższego przycisku.