Pierwszy transport do Auschwitz (14 czerwca 1940)

Więźniowie pierwszego transportu do Auschwitz 14 czerwca 1940. Fot. domena publiczna
Geneza obozu Auschwitz
Pod koniec 1939 roku niemieckie władze okupacyjne stanęły przed problemem przepełnionych więzień na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim. Rosnąca liczba aresztowań Polaków, zwłaszcza przedstawicieli inteligencji i działaczy oporu, wymagała stworzenia nowego miejsca odosobnienia.
Arpad Wigand, inspektor policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa z Wrocławia, zaproponował wykorzystanie opuszczonych koszar po polskiej armii w Oświęcimiu na nowy obóz koncentracyjny. Lokalizacja ta była dogodna ze względu na istniejącą infrastrukturę oraz połączenia kolejowe łączące Śląsk z Generalnym Gubernatorstwem.
Decyzja o utworzeniu obozu zapadła na początku 1940 roku, a jego organizacją zajął się Rudolf Höss, późniejszy pierwszy komendant Auschwitz. 20 maja 1940 roku przybył tam pierwszy transport 30 niemieckich kryminalistów z obozu Sachsenhausen, którzy mieli pełnić funkcje więźniów funkcyjnych.
„Bydło na rzeź”
14 czerwca 1940 roku z więzienia w Tarnowie wyruszył transport 728 mężczyzn. Większość z nich stanowili młodzi Polacy, aresztowani za działalność konspiracyjną, próby przedostania się do Wojska Polskiego we Francji czy udział w ruchu oporu. Wśród nich byli także przedstawiciele inteligencji, nauczyciele, uczniowie, studenci oraz garstka Żydów.
Dzień przed transportem więźniów zebrano na dziedzińcu więzienia. Następnie kazano im się umyć i poddać dezynfekcji w publicznej łaźni.

Marsz przez opustoszałe miasto przypominał ponury pochód. Mieszkańcom nakazano pozostać w domach, ale zza zasłon można było dostrzec ich zatroskane twarze. Eugeniusz Niedojadło, jeden z więźniów, wspominał: „Szliśmy czwórkami, pilnowani przez uzbrojonych esesmanów. Tarnowianie mieli zakaz wychodzenia z domów, a my nie mieliśmy pojęcia, dokąd nas wiozą”.
Na stacji kolejowej czekały na więźniów podstawione wagony. Wpychano ich do środka bez względu na warunki. W wagonach panował ścisk, brakowało powietrza, a o wodzie czy jedzeniu można było tylko pomarzyć.
Podróż trwała wiele godzin, a każdy kilometr oddalał ich od domu i nadziei na szybki powrót. Wspomnienia tych, którzy przeżyli, są pełne bólu i cierpienia. Jeden z nich opowiadał: „Czuliśmy się jak bydło prowadzone na rzeź. Esesmani krzyczeli na nas bez przerwy, a my byliśmy smutni i przygnębieni”.
Polecamy również: Idi Amin. Krwawy dyktator z Ugandy
Pierwsze dni w Auschwitz
Po przybyciu na miejsce więźniów ustawiono w szeregu. Karl Fritzsch, zastępca komendanta obozu, przywitał ich słowami: „Nie trafiliście do sanatorium, ale do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia niż przez komin krematorium. Jeśli komuś się to nie podoba, może od razu rzucić się na druty”.
Następnie rozpoczęła się procedura rejestracyjna. Więźniowie zostali zmuszeni do oddania wszystkich rzeczy osobistych, po czym ogolono im głowy i nadano numery obozowe. Stanisław Ryniak jako pierwszy Polak w obozie otrzymał numer 31. Numery od 1 do 30 były już wcześniej przydzielone niemieckim kryminalistom, którzy mieli pełnić funkcje kapo.

Po rejestracji więźniów skierowano do baraków, gdzie czekały na nich prycze z brudną słomą. Warunki były nieludzkie, a brutalność strażników i kapo była na porządku dziennym. Więźniowie byli zmuszani do ciężkiej pracy, często bez sensu i celu, mającej na celu ich wyniszczenie.
Tadeusz Kosmider po latach wspominał: „Już po kilku dniach intensywnego sportu jeden z więźniów, Mietek Nuckowski, stracił zmysły. Esesmani i kapo zrobili sobie z niego pośmiewisko i strasznie go męczyli. Doprowadzony do ostateczności, poszedł na druty i tam dosięgła go kula esesmana”.
W obliczu nieludzkich warunków więźniowie starali się zachować resztki godności i człowieczeństwa. Wspierali się nawzajem, dzielili się skromnymi racjami żywnościowymi i dodawali sobie otuchy.
Jerzy Bielecki, jeden z więźniów pierwszego transportu, wspominał: „W takich warunkach człowiek szybko dojrzewa. Musieliśmy polegać na sobie nawzajem, inaczej nie przetrwalibyśmy tego piekła”.
Polecamy również: Najwięksi zbrodniarze i tyrani XX wieku. Hitler, Stalin i kto jeszcze?
Losy więźniów z pierwszego transportu
Spośród tych 728 więźniów co najmniej 325 doczekało końca wojny. To niezwykłe, biorąc pod uwagę warunki, w jakich przyszło im żyć. 292 zginęło, z czego 215 na terenie samego Auschwitz. Los 111 pozostaje nieznany.
Każdy z tych więźniów to osobna historia walki, cierpienia i triumfu ducha nad brutalnością oprawców. Stanisław Ryniak, pierwszy z Polaków zarejestrowanych w Auschwitz, przeżył Auschwitz i doczekał wyzwolenia.
Jerzy Bielecki (numer 243) miał zaledwie 19 lat, gdy trafił do obozu. Zakochał się w żydowskiej więźniarce Cyli Cybulskiej i w 1944 roku zorganizował brawurową ucieczkę, ratując ją przed pewną śmiercią. Po wojnie odznaczono go tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.
Polecamy również: Najbardziej zuchwały szpieg Gestapo. Oszukał całe polskie podziemie
Bronisław Czech (numer 349), wybitny narciarz i trzykrotny olimpijczyk, nie poddał się nazistowskiej propagandzie. Mimo propozycji współpracy, pozostał wierny swoim wartościom, za co zapłacił życiem w 1944 roku.
Wybór bibliografii:
- Batorski P., 14 czerwca 1940. Pierwszy masowy transport do Auschwitz [https://www.jhi.pl/artykuly/14-czerwca-1940-pierwszy-masowy-transport-do-auschwitz,3603].
- Kielar W., Anus Mundi. Wspomnienia oświęcimskie, Oświęcim 1992.
- Pietrzykowska A., Region tarnowski w okresie okupacji hitlerowskiej. Polityka okupanta i ruch oporu, Warszawa-Kraków 1984.
- Szafrański M., 84 lata temu Niemcy przywieźli pierwszych Polaków do Auschwitz [https://dzieje.pl/aktualnosci/84-rocznica-pierwszego-transportu-polakow-do-auschwitz].
O autorze: przez wieki
