Bomby, kule i…wpadki. Historia nieudolnych zamachowców

Narodnicy w natarciu
W latach 60. i 70. XIX wieku w Rosji ukształtował się ruch narodników (ros. narod – lud), którego członkowie nawoływali do obalenia caratu i wprowadzenia ustroju socjalistycznego, co miało się dokonać za pośrednictwem zrewoltowanych mas chłopskich.
Ze środowiska narodników wywodził się student Uniwersytetu Moskiewskiego Dmitrij Karakozow. Atrakcyjniejsza niż wędrowanie na wieś i przekonywanie chłopów do walki z caratem wydawała się mu myśl o pozbawieniu rosyjskiego panującego życia, co za jednym zamachem czyniłoby zadość niektórym postulatom rewolucjonistów.
Niniejszy tekst stanowi fragment książki dr Mariusza Sampa Szach-mat. Jak umierali władcy Rosji (Wydawnictwo Hi:story, Kraków 2024), opowiadającej o ostatnich chwilach poprzedników Putina.
Zabrakło kilku centymetrów
Swój plan Dmitrij postanowił wcielić w czyn 4 kwietnia 1866 roku. Ukrył się w ogrodzie Pałacu Letniego, gdzie czekał cierpliwie na spacerującego tutaj często Aleksandra II.
Gdy car kończył już przechadzkę w towarzystwie księcia Mikołaja Leuchtenburskiego, małżonki księcia Wilhelma Badeńskiego oraz dbających o bezpieczeństwo spacerowiczów żołnierzy, młody mężczyzna wyszedł zza krzaków. Przez nikogo nieniepokojony, oddał strzał z dwulufowego pistoletu.
Mimo że Dmitrij umiał posługiwać się bronią, kula nie dosięgła Aleksandra – przeleciała kilka centymetrów nad jego głową i trafiła w górną część karety, do której akurat wsiadał.
Zamachowiec nie dał jednak za wygraną. Kiedy naciągał po raz wtóry cyngiel pistoletu, w ostatnim momencie został powstrzymany przez znajdującego się w pobliżu gapia. Do szarpiących się ze sobą mężczyzn szybko podbiegli policjanci i zatrzymali napastnika, a następnie odprowadzili go do aresztu.
Powieszony zamachowiec
Aleksander II był wstrząśnięty tym, co się stało. Nawet w najgorszych snach nie spodziewał się targnięcia się na swoje życie.
Z pochwyconym zamachowcem rozprawiono się w okrutny sposób. Poddano go torturom, a kiedy nie chciał wyjawić żadnych szczegółów związanych z organizacją, do której należał, przekazano go trybunałowi, który uznał go za winnego zbrodni carobójstwa. Wyrok – karę śmierci przez powieszenie – wykonano w połowie września 1866 roku.
Polecamy również: Ignacy Hryniewiecki. Kim był pierwszy polski terrorysta?
Wybawca cara
Życie Aleksandrowi uratował niejaki Osip Komissarow. Tak na jego temat wypowiadał się pewien francuski dyplomata:
„Ma dopiero dwadzieścia lat, jest niski, jasnowłosy i szczupły, wygląda na słabego i chorowitego. Pośród ogólnego zachwytu jego dość inteligentna twarz zachowuje niezmiennie ten sam nieobecny, melanchonijny wyraz. Wykształceniu tego człowieka, jeśli mi wolno użyć tego słowa, daleko jest do doskonałości. Zamiast czerwonej koszuli i baraniego kożucha nosi teraz białą bieliznę i surdut, tylko buty zatrzymał dawne, chłopskie. Ma małe dziecko. Żona owego bohatera zdaje się lepiej znosić szczęście, jakie ich spotkało. Jego rodzice z powodu złego sprawowania się byli na Syberii, obaj bracia są w wojsku. Nie umie czytać ani pisać. Tak wygląda nowy szlachcic, car bowiem w spontanicznym odruchu, co tylko przynosi chwałę jego sercu, podniósł swego wybawiciela do stanu szlacheckiego”.
Dyplomata, mimo że był nieźle poinformowany, nie wyjawił wszystkich faktów w interesującej sprawie. Komissarow był tak naprawdę czeladnikiem i w dniu, w którym próbowano zabić Aleksandra II, znalazł się przypadkiem w centrum wydarzeń. Zachował się natomiast tak, jak przystało na Rosjanina widzącego swego władcę w potrzebie.
Za ten odruch serca car bez wahania obdarował go szlachectwem. W jednej chwili stało się o nim głośno w całym państwie. Zaczęto zapraszać go na przyjęcia i przekazywać mu w geście podziękowania zawrotne sumy pieniędzy.
Młody mężczyzna ostatecznie nie wytrzymał takiego trybu życia – ponieważ zaś często widziano go pijanego, zesłano go wraz z rodziną na prowincję. W ten sposób kariera Komissarowa dobiegła końca, a jego postać z czasem uległa zapomnieniu.
Polak zamachowcem. Antoni Berezowski
Nie upłynęło wiele czasu, a śmierć ponownie zajrzała w oczy Aleksandrowi II. Tym razem misji zlikwidowania cara podjął się Polak Antoni Berezowski. W młodości zaangażował się on w działalność niepodległościową, biorąc udział w powstaniu styczniowym w 1863 roku. Po upadku powstania uciekł z kraju, osiadając w Paryżu. Tam zetknął się z ruchem rewolucyjnym dążącym do obalenia caratu, którego szczerze nienawidził.
6 czerwca 1867 roku car Aleksander II wraz z Napoleonem III gościł w Paryżu. Berezowski, uzbrojony w rewolwer, oczekiwał na cara na hipodromie Longchamp. Gdy powóz cara nadjechał, Berezowski oddał strzał, raniąc konia eskortującego żołnierza. Car ocalał, a Berezowski został obezwładniony przez tłum i aresztowany.
Zamach na cara Aleksandra II wywołał ogromne poruszenie w Europie. Berezowski został skazany na dożywotnie zesłanie na Nową Kaledonię, francuską kolonię karną na Pacyfiku. Tam spędził resztę swojego życia, zmarł w 1916 roku.
Polecamy również: Marny koniec dekabrystów. Wielu z nich zmuszono do samobójstwa
Trzeci zamach na Aleksandra II
2 kwietnia 1879 roku, w drugi dzień Wielkanocy, życie Aleksandra stało się po raz trzeci poważnie zagrożone. W roli carobójcy próbował odnaleźć się były wiejski nauczyciel Aleksandr Sołowjow. Miał ponad dwadzieścia lat, należał do organizacji Ziemla i Wola, która wyposażyła go w rewolwer i cyjanek potasu (na wypadek schwytania przez gwardię cesarską).
Do zamachu doszło przed Pałacem Zimowym podczas spaceru Aleksandra II. Gdy władca kończył już przechadzkę i kierował się na dziedziniec pałacu, morderca podszedł do jednej z bram i odepchnął stojącego przed nią strażnika. Następnie szybkim krokiem zbliżył się do cara, przed którym dla niepoznaki zasalutował, po czym oddał strzał z bliskiej odległości.
Niestety kula nie dosięgła ofiary. Podobnie zresztą było z kolejnymi czterema strzałami. Cała sytuacja wyglądała dość komicznie: wystraszony władca uciekał zygzakiem przed zamachowcem, ten zaś pędził za nim i strzelał.
Szaleńczą pogoń niedoszłego zabójcy zatrzymali dopiero ochroniarze carscy, którzy doskoczyli do mężczyzny, przewrócili go na ziemię, po czym zaczęli go niemiłosiernie kopać i bić. Nieszczęśnik zdołał jeszcze wziąć do ust truciznę, która – jak się później okazało – była zwietrzała i nie spełniła swojego zadania. Sołowjow skończył marnie – 5 czerwca 1879 roku został powieszony.
Polecamy również: Śmierć Piotra Wielkiego. Umierał w ogromnych katuszach, płacząc z bezradności
Źródło
Niniejszy tekst stanowi fragment książki dr Mariusza Sampa Szach-mat. Jak umierali władcy Rosji (Wydawnictwo Hi:story, Kraków 2024), opowiadającej o ostatnich chwilach poprzedników Putina. Więcej o samej książce można dowiedzieć się po kliknięciu poniższego przycisku.
O autorze: Mariusz Samp
