Zgon Mikołaja I. Czy pogromca powstania listopadowego targnął się na swoje życie?
Wystraszony Mikołaj I
W 1853 roku Mikołaj I wplątał Rosję w wojnę krymską. Przebieg tego konfliktu dał się jednak carowi mocno we znaki. Do tej pory zawsze powracał z pola bitwy w glorii zwycięstwa. Noga powinęła mu się tylko raz, gdy podległe mu siły zmuszono do odwrotu podczas zaciętej bitwy o Olszynkę Grochowską w trakcie powstania listopadowego. Ale nawet wtedy próbował się wybielić, zrzucając winę za klęskę na nieudolne dowództwo generała Iwana Dybicza.
Teraz, gdy oręż rosyjski spisywał się podczas wojny krymskiej nie najlepiej, Mikołaj I nie mógł się z tym pogodzić. Lękał się podjęcia niewłaściwych decyzji, bał się zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę, by odmienić losy konfliktu. Wiedział przy tym, że Francuzi i Anglicy rozważają możliwość przeniesienia działań zbrojnych w głąb Rosji.
I choć do tego nigdy nie doszło, perspektywa ta ciągle trawiła duszę imperatora. Niewykluczone, że niejeden raz pluł sobie w brodę z powodu wywołania wojny, która w zasadzie przynosił mu prawie same straty.
Niniejszy tekst stanowi fragment książki dr Mariusza Sampa Szach-mat. Jak umierali władcy Rosji (Wydawnictwo Hi:story, Kraków 2024), opowiadającej o ostatnich chwilach poprzedników Putina.
Żona Aleksandra
W tych trudnych dla Rosji chwilach Mikołaj I dzielił czas między sprawy państwowe, wymagające od niego największego poświęcenia, a sprawy prywatne. Pod koniec 1854 roku rozchorowała się poważnie jego żona Aleksandra, którą nazywał pieszczotliwie Mouffy. Stan carowej był na tyle poważny, że spodziewano się jej szybkiej śmierci.
Mikołaj, w przeciwieństwu do wielu swych poprzedników, szczerze kochał małżonkę. „Jej delikatna natura i płytki umysł przedkładały wrażliwość nad zasady” – pisała dwórka Aleksandry Anna Tiutczewa.
W źródłach czytamy również, iż „Mikołaj oddawał nabożną cześć tej kruchej i przepięknej istocie, która okazywała stanowczość tylko w błahostkach, której posłuszeństwo sprawiało, że stał się jej jedynym władcą i prawodawcą. Mikołaj trzymał ją w złotej klatce pałaców, wspaniałych balów i przystojnych dworzan. Przebywając w tym czarodziejskim zamknięciu, ani razu nie pomyślała o wolności. Nawet sobie nie pozwalała na marzenie poza tą złotą klatką”.
Szczęśliwe małżeństwo
Para cesarska kłóciła się bardzo rzadko. Podczas jednej ze sprzeczek, jak zapisała w swoim pamiętniku Aleksandra, car „wyszedł z siebie, ale w inny sposób niż zwyczajni ludzie; ani się srożył, ani był zły, ani coś mówił, ale wiało od niego chłodem. W ciągu całego długiego tygodnia nie zamienił ze mną dwóch zdań. Te ciężkie, pełne napięcia, rozdzierające serce dni odcisnęły swe piętno na moim zdrowiu i nerwach. Nie będę więcej o tym pisała”.
Dla Mikołaja I myśl, że jego Mouffy jest jedną nogą na tamtym świecie, była niczym perspektywa spełnienia się najgorszego koszmaru. Choć nie mógł jej w żaden sposób ulżyć w cierpieniu, nie odstępował chorej na krok i był przy niej o każdej porze dnia i nocy. W pewnym stopniu nawet zsolidaryzował się z przykutą do łóżka kobietą, ponieważ – jak napisał współczesny obserwator – „nie spał i nie jadł”.
Te proste słowa odzwierciedlają stopień bliskości, jaki połączył tych dwoje. Można sobie tylko wyobrazić, jaka radość ogarnęła strapionego mężczyznę, gdy Aleksandra poczuła się już lepiej.
Polecamy również: Zabiła męża, a potem udawała żałobę. Komedia carycy Katarzyny Wielkiej
Podupadłe zdrowie Mikołaja I
Ale nie był to koniec utrapień Mikołaja. I jemu zaczęło szwankować zdrowie. Choroba żony, wojenne niepowodzenia i dyplomatyczna izolacja na arenie międzynarodowej sprawiły, że jego kondycja psychiczna i zdrowotna pozostawiały wiele do życzenia.
W poprzednich latach Mikołaja I dopadały wprawdzie gorsze chwile, lecz zawsze je przezwyciężał. W 1846 roku – jak donosił austriacki ambasador – car „z trudem przełamuje zmęczenie, wykonuje czynności, które dotąd nie sprawiały mu trudności. Stał się małomówny. Unika towarzystwa. Powiada, że ludzie, bale i uroczystości stały się dlań udręką i że woli żyć jak mieszczanin. Upowszechnia się przekonanie, że cesarzowi, mimo nieustannej prac i niespożytej energii, nie uda się ani uczynić dobra, które chciał uczynić, ani wytępić zła, które widzi”.
W listopadzie 1854 roku Mikołaj podczas pobytu w guberni penzeńskiej złamał rękę. Kości źle się zrosły, przez co car doświadczył dodatkowej udręki. Trzęsły mu się ręce, poruszał się niezdarnie, garbił się, jego twarz nabrała koloru szarego jak popiół. W niczym poza małymi wyjątkami nie przypominał mężczyzny sprzed lat.
Tak swego czasu o Mikołaju wypowiadała się króla Wiktoria: „To z pewnością imponujący mężczyzna; nadal bardzo przystojny, o pięknej sylwetce, bardzo wyszukanych i dystyngowanych manierach; niesłychanie grzeczny, aż do przesady, gdyż pełny jest uprzejmości i wzniosłych słów. Jednak wyraz jego oczu budzi grozę, jakiej nie widywałam kiedykolwiek wcześniej”.
Polecamy również: Paweł I. Apodyktyczny car, który chciał kontrolować wszystko i wszystkich
Zapalenie płuc cara
Żandarm Europy, jak jeszcze w XIX wieku nazywano Mikołaja I, 12 lutego 1855 roku świetnie się bawił na weselu córki jednego z rosyjskich hrabiów. Niestety wrócił z niego przeziębiony, ale zamiast odpocząć i podreperować szwankujące w ostatnich miesiącach zdrowie, podjął się wykonywania codziennych zajęć.
Szybko jednak carowi się pogorszyło i musiał wreszcie położyć się do łóżka, czego tak bardzo wcześniej nie chciał robić. Był wręcz pewien, że to sytuacja przejściowa i niebawem odzyska siły. W tym mniemaniu mogły go utwierdzić zapewnienia głównego lekarza Martina Mandta, który jeszcze 16 i 17 lutego twierdził, że „stan Jego Cesarskiej Mości jest absolutnie niegroźny”.
Ale już wczesnym rankiem następnego dnia u chorego zdiagnozowano zapalenie płuc. Dla małżonki Mikołaja I i jego najbliższej rodziny wiadomość ta była jak grom z jasnego nieba. Nie tego przecież się spodziewano.
Do końca łudzono się, że car wyzdrowieje, ponieważ już wcześniej wychodził z podobnych sytuacji obronną ręką. Wiedziano przy tym, że ciężkie zapalenia płuc były czymś zupełnie normalnym w chłodnym i zawilgoconym Petersburgu.
Śmierć Mikołaja I
Niestety zamiast spodziewanego powrotu Mikołaja do zdrowia jego stan wciąż się pogarszał. Oddech stawał się coraz wolniejszy, a śmiertelne rzężenie się nasiliło. Wezwano popa, z którego rąk władca przyjął ostatnie sakramenty. Uspokoiło go to.
Do Mikołaja dotarło, że jego życie na tej ziemi się kończy. Zdołał jeszcze wykrzesać z siebie nieco sił, by pożegnać się z najbliższą rodziną oraz przyjaciółmi. Powiedział im:
„Błogosławię wszystkich, którzy mnie lubią, wszystkich, którzy mi służyli. Przebaczam wszystkim, którzy mnie nienawidzili. Przebaczam wszystkim, którzy nieumyślnie mnie zasmucili. Byłem człowiekiem ze wszystkimi słabościami, jakie mają ludzie, ale starałem się postępować jak najlepiej. Z jednym zdążyłem, z drugim nie, proszę szczerze o przebaczenie. Umieram z wdzięcznym sercem za wszystko dobro, który Bóg mnie obdarzył i nagrodził płomienną miłością do naszej sławnej Rosji, której służyłem wiarą i prawdą. Pragnę, aby w czynieniu dobra, którego nie zdążyłem zaprowadzić, a którego tak szczerze pragnąłem, syn mój mnie zastąpił”.
Ostatnie słowa konający skierował do następcy tronu:
„Wziąłem na siebie wszelkie trudności, zostawiam ci całe cesarstwo spokojne, dobrze urządzone i szczęśliwe. Opatrzność postanowiła inaczej. Odchodzę teraz, by modlić się za Rosję i za was wszystkich. Poza Rosją was kochałem bardziej niż wszystko inne na świecie. Masz służyć Rosji”.
Reakcja Rosjan na śmierć cara
Śmierć cesarza dla wielu Rosjan była szokiem. „O Boże, jakie straszliwe, nieoczekiwane wiadomości, byliśmy oszołomieni i całkowicie osłupiali” – zanotowała w swym dzienniku Wiera Aksakowa.
Inna kobieta, Anna Tiutczewa, w pełnych smutku słowach wspominała: „zaledwie dwa dni minęły, od kiedy to wszystko się stało, ale po tych dwóch dniach wydaje mi się, że świat się zawalił”.
Dla poety Apollona Majkowa Mikołaj I był wielkim cesarzem. Według historyka Michaiła Pogodina car „sam chciał wszystko robić. Trudził się prawie trzydzieści lat, ani przez chwilę nie myśląc o sobie, i w końcu padł ofiarą cesarskiego obowiązku, który wziął na swe barki”.
Polecamy również: Marny koniec dekabrystów. Wielu z nich zmuszono do samobójstwa
Jedni płaczą, drudzy się cieszą
Nie wszyscy jednak opłakiwali Mikołaja. Jego śmierć niektórzy przyjęli z ulgą, szczególnie rosyjskie koła emigracyjne. Mieszkający w Londynie Aleksandr Hercen, pijąc szampana, wołał z przyjaciółmi: „Hurra. Hurra. Impernikiel is dead”.
Według przebywającego w Petersburgu Aleksandra Nikitienki „głównym mankamentem panowania Mikołaja Pawłowicza był fakt, iż było ono od początku do końca błędem”.
Dla publicysty Konstantina Kawielina nie ulegało wątpliwości, że rządy syna Pawła I były czasem kilkudziesięcioletniej „tyranii, obłędu, brutalności i nieszczęść, jakich historia dotąd nie znała”.
Samobójstwo Mikołaja I?
Z ust przeciwników Mikołaja I dało się z czasem słyszeć, że car popełnił samobójstwo, spożywając truciznę przygotowaną przez zaufanego lekarza. Do tego kroku – jak twierdzono z przekąsem – miały go popchnąć hiobowe wieści, jakie przywieziono mu z frontu.
Złośliwa plotka ukazywała cesarza jako tchórza, niepotrafiącego poradzić sobie z zaistniałą sytuacją, do której sam pośrednio się przyczynił. Następca tronu, Aleksander II, został zmuszony do wydania w kilku językach broszury dementującej pogłoski krążące na temat ojca. Nosiła ona tytuł Ostatnie godziny życia imperatora Mikołaja I.
Nowy władca zabronił przeprowadzenia sekcji zwłok i zabalsamowania ciała. Ciało ucharakteryzowano, upudrowano sine plamy na twarzy, głowę zaś okryto woalką. Zgodnie z ostatnią wolą zmarłego pogrzeb był skromny, a żałoba trwała krótko. „Niezapomnianego” Mikołaja szybko zapomniano…
Polecamy również: Zabójstwo Romanowów. Bezwzględna zbrodnia trwała 20 minut
Źródło
Niniejszy artykuł powstał na podstawie książki dr Mariusza Sampa Szach-mat. Jak umierali władcy Rosji (Wydawnictwo Hi:story, Kraków 2024), opowiadającej o ostatnich chwilach poprzedników Putina. Więcej o samej książce można dowiedzieć się po kliknięciu poniższego przycisku.